Przygoda z Trollami z Troy, jedną z pobocznych
serii znakomitego cyklu „Lanfeust z Troy” dobiega właśnie końca. Była to
najdłuższa miniseria z tego uniwersum, w Polsce zebrana w trzech grubych tomach
i chociaż, jak na dodatek przystało, nie wnosiła wiele do głównej opowieści,
warto było ją poznać. I tak też jest z wieńczącym ją tomem, który jak zawsze
dostarcza krwawej i pełnej humoru zabawy w świecie fantasy, gdzie nie ma
miejsca na nudę.
Trolle znów są w niebezpieczeństwie! Wyznawcy Niemytha,
jednego z wielu bogów Darshanu, chcą przyzwać swoje bóstwo na ziemię, ale żeby
tego dokonać, muszą odprawić rytuał. Niby nic takiego, ale pojawia się problem –
bo do rytuału potrzeba skórek młodych trolli. Różnych, biednych, małych trolli.
Czy te magiczne stworzenia mają szansę przeżyć? A może czeka je zagłada?
To, oczywiście, nie koniec. Czcigodny Risto Furiatu
w końcu wpada na pomysł ostatecznego rozprawienia się z „wrogami”. Pomysł szalony
i karkołomny. Ale czy mający szansę powodzenia? A jakby tego było mało w końcu
dwójka małych trolli gubi się w mieście. Nic takiego? Nie, jeśli trafia się do
sierocińca, do którego nikt nie chciałby trafić…
Wiele jest serii ze świata Troy. „Lanfeust z Troy”,
„Zdobywcy Troy”, „Odyseja Lanfeusta” czy „Lanfeust w kosmosie” to tylko
niektóre z nich. wszystkie jednak trzymają ten sam znakomity poziom, a to tylko
dzięki temu, że za każdą z nich odpowiadają ci sami twórcy. W ten oto sposób
całość posiada nie tylko ten sam klimat, humor i akcję, które kupiły nas w
głównym cyklu, ale też i pozostają spójne i tak samo udane.
Owszem, poziom, choć bardzo wyrównany, nie zawsze
jest taki sam, ale jako ogół, serie te są bardzo do siebie zbliżone. Jeśli
chodzi o „Trolle
z Troy, tom 3” to,
podobnie jak dwa poprzednie albumy z tego cyklu, rzecz jest bardziej zabawna i
krwawa. Zresztą dwie opowieści wieńczące całość – „Trollimpiada” i „Trolle w
szkole” – po prostu potrafią rozbroić i przypominają o takich dziełach, jak „Smerfolimpiada”,
tylko przeniesionych na grunt opowieści dla dorosłych czytelników.
Oczywiście oprócz tego mamy tu dynamiczną akcję,
zagrożenie, postacie typowe dla fantasy, chociaż przepuszczone przez filtr krzywego
zwierciadła autorskiej wizji, niezły klimat i znakomite rysunki, które wszystko
świetnie to oddają. Na tym polu tom wydaje się nowocześniejszy, niż wcześniejsze
odsłony, co nie zmienia faktu, że jest tak samo znakomity, wpada w oko i cieszy
połączeniem cartoonowej prostoty z typowym dla europejskich komiksów środka
lekkim realizmem i bardzo udanym kolorem, barwnym, a jednak dostatecznie
stonowanym by nie raził oczu.
Tym, którzy zaczytywali się poprzednimi tomami polecać nie muszę, bo sięgną w ciemno. Resztę zachęcam, bo jeśli lubicie fantastykę w komediowym ujęciu – albo i nie komediowym (moja lepsza połowa nie przepada za humorystyczną fantasy, a jednak seria ta ją kupiła) – to rzecz dla Was. Pomysłowa, odprężająca i wciągająca. Chyba nic więcej dodawać nie trzeba.
Komentarze
Prześlij komentarz