Shin Godzilla

NOWA GODZILLA

 

Nie jestem wielkim fanem „Godzilli, ale w swoim życiu obejrzałem zdecydowaną większość produkcji z tej serii. „Shin Godzilla” to jednak film, który po prostu musiałem obejrzeć. Wszystko dlatego, że tym razem za kamerą zasiadł Hideaki Anno, twórca legendarnego „Neon Genesis Evangelion”, który miał tym razem opowiedzieć na nowo losy olbrzymiego stwora i zrobić to na swój własny, autorski sposób. I to mu się udało, dzięki czemu widzowie dostają kawał znakomitego kina kaiju, przy którym produkcje typu „Paciffic Rim” wypadają bardzo blado.

 

Japonia stoi u progu zagłady spowodowanej dziwnym morskim stworzeniem, które nieoczekiwanie pojawiło się u wybrzeża i zbliża się do lądu. Stwór zaskakująco szybko dostosowuje się do warunków i staje coraz potężniejszym gigantycznym bytem przypominającym jaszczura. Jaszczura o atomowym oddechu, zdolnym niszczyć całe połacie miasta. Gdy władze starają się uporać z kryzysem, naukowcy opracowują broń, ale czy to wystarczy do pokonania Godzilli?

 

Wielu twórców przez lata przedstawiało na nowo początki losów Godzilli. Wszyscy jednak pozostawali wierni oryginalnej wersji – o ile nie liczyć amerykanów i ich zmutowanej iguany. Anno poszedł swoją drogą. Wziął mit o Godzilli, wszystkie najważniejsze elementy tworzące tą serię i odmienił zupełnie. Nasza bestia to zupełnie nowy, dostosowujący się do ekstremalnych warunków byt, jeszcze bardziej niszczycielski niż dotąd. Do tego po seansie zostaje wiele pytań odnośnie samej Godzilli i tego, czym jest i czym są… Nie, więcej nie powiem. To zobaczycie już sami. A jak nie będziecie pewni, wygooglujcie sobie dodatkowo informacje o ogonie – potrafią rozpalić wyobraźnię, przez co zostaje mieć nadzieję, że Anno będzie kontynuował swoją przygodę z serią.

 


Wracając jednak do filmu, są tu też minusy. Sama fabuła i postacie są dość sztampowe. Rzecz jednak nie zasadza się na tym, a na klimacie i pewnej krwistości, jakich nie miały wcześniejsze odsłony. Nie jest to opowieść na miarę „Neon Genesis Evangelion” (swoją droga przez „Shin Godzillę” właśnie reżyser nie mógł dokończyć czwartej odsłony nowej kinowej serii „NGE”, a teraz premiera wciąż jest przekładana), niemiej obraz wypada lepiej, niż można by sądzić. Niejednego purystę serii może jednak zawieść nowym, autorskim podejściem, ale to już niestety urok dzieł, które staraj się wywrócić do góry nogami znane uniwersa.

 

Dlatego też jeśli lubicie dobre kino kaiju, filmy SF o niszczycielskich stworach czy „Godzillę”, powinniście ten film obejrzeć. To kawał bardzo dobrego kina rozrywkowego, lepszego niż jakiekolwiek amerykańskie blockbustery, które imitują tego typu dzieła. I za to właśnie kocha się prawdziwe kaiju z Kraju Kwitnącej Wiśni.

Komentarze