„Ultimate Spider-Man” powraca z kolejnym zbiorczym
tomem. Tradycyjnie już czekają tu na nas dwie długie opowieści (plus kilka
krótszych) rozpisane na wiele zeszytów. I tradycyjnie są to świetne, momentami
iście rewelacyjne historie, które odświeżają najważniejsze motywy z przygód
Pająka, ale i nie tylko. W tym albumie bowiem akcja tak mocno łączy się z
losami marvelowskich mutantów, a nawet Deadpoola, że każdy miłośnik tych
postaci znajdzie tu coś dla siebie. I będzie nie raz zaskoczony. Oczywiście jak
najbardziej pozytywnie.
W pierwszej historii, po kolejnym zwycięstwie nad
wrogiem, Spider-Man wydaje się wieść w miarę ustabilizowane życie, ale wtedy powraca
Kitty Pride, rzucona właśnie przez Bobby’ego. Czyżby pojawiła się szansa na
przyjaźń, a może i coś więcej? Szczególnie, że oboje są sobą zainteresowani, a
nade wszystko Parker w jej przypadku nie będzie musiał się obawiać o
bezpieczeństwo mutantki, co nie dawało mu spokoju, kiedy chodził z Mary Jane. Niestety
wkrótce pojawiają się nowe problemy. Tajemniczy człowiek wynajmuje Silver Sable
by sprowadziła do niego Spider-Mana. Jednak ofiarą jej i towarzyszącej jej
ekipy pada… Flash, który po ucieczce staje się medialną gwiazdą… Jak nasi
bohaterowie poradzą sobie z tym wszystkim? I co kryje się za tymi wydarzeniami?
W drugiej historii związek Petera i Kitty Pride kwitnie.
Młoda mutantka to dziewczyna ideał dla Spider-Mana. Ładna, potrafiąca o siebie
zadbać, a na dodatek nic nie może jej zranić, więc nie wpakuje się w żadne
niebezpieczeństwo. Czy na pewno? Oto nagle X-Men zostają uprowadzeni ze szkoły,
a Peter przypadkiem wraz z nimi. Kto za tym stoi? Deadpool. Niegdyś wojskowy,
obecnie gwiazda psychopatycznego show, gdzie na wyjętej spod prawa wyspie
morduje wraz ze swoimi ludźmi mutantów na potrzeby internetowej telewizji. Dla
naszych bohaterów zaczyna się walka o przetrwanie. A co potem? Cóż, skoro są
ludzie z mocami, kogo może zaskoczyć pojawienie się… wampira?
Ten tom „Ultimate Spider-Mana” nie jest równy i nie
ma się co oszukiwać. Są tu zeszyty rewelacyjne, są tylko dobre. Złe? Takich w
serii nie uświadczycie, za to jako całość album to kawał wyśmienitej zabawy,
która znów wkracza momentami na metafikcyjny grunt. Spider-Man trafia tu bowiem
do telewizji – w obu przypadkach w innej, ale zawsze fascynującej formie –
dzięki czemu scenarzysta serii, Brian Michael Bendis, może przemycić nieco
satyry, komentarza społecznego i przesłania. Do tego mamy wyśmienitą akcją,
świetne tempo, żywe dialogi, dokonali nakreślone postacie…
A i tak najlepsza pozostaje zabawa schematami,
motywami i postaciami. Weźmy choćby takiego Deadpoola, którego przez lata nie
cierpiałem, bo to nic innego, jak kopia Lobo (i nie ma co też porównywać do
Deathstrike’a, który także był inspiracją). A jednak to właśnie Bendis, kiedy
po raz pierwszy lata temu czytałem te zeszyty, przekonał mnie do niego. Dlaczego?
Bo pokazał go w znakomity sposób, odzierając z dotychczasowego wizerunku na
rzecz brutalnego, iście przerażającego najemnika, który skrywa własne
tajemnice. Tajemnice, jakie zaskoczą nawet jego długoletnich fanów. A na tym
nie koniec, bo Bendis bawi się motywami mitologii Spider-Mana i X-Men, czerpiąc
z tego niemalże dziecięcą radość, która udziela się nam.
Owszem, są tu pewne minusy, jak choćby sam design ekipy Deadpoola (kojarzącej się z jednorazowymi postaciami pojawiającymi się czasem w serii „Spawn”) czy pewne spowolnienia akcji, ale nie jest to nic, co wpłynęłoby na odbiór opowieści. Do tego mamy bardzo udane ilustracje (chociaż Bagleya wolę w klasycznych numerach „Amazing Spider-Mana”, które rysował w latach 90.) i świetne wydanie. Szukacie dobrego komiksu superhero? Macie ochotę na porywającą opowieść o Spider-Manie albo X-Men? Pragniecie spędzić nieco czasu z widowiskowym, pełnym akcji albumem? A przy okazji macie ochotę na coś ponad to? Jakąś prawdę, siłę wymowy, satyrę i przesłanie? Sięgnijcie koniecznie i pamiętajcie – w kolejnym tomie zacznie się „Saga klonów”, bodajże najlepsza fabuła, jaką dla „Ultimate Spider-Mana” stworzył Bendis, więc jest na co czekać. I to jeszcze jak.
Komentarze
Prześlij komentarz