Po niemal roku doczekaliśmy się kolejnego tomiku „Horimiyi”.
Przyznam, że przez ten czas zdążyłem zapomnieć już, co działo się poprzednio
(tak właściwie sięgając pamięcią wstecz, przypominam sobie raczej konkretne
sceny, niż ogół), ale nie ma to znaczenia. Jak zawsze, tak i tym razem tomik złożony
jest z luźnych rozdziałów, w których dominują życiowo-zabawne perypetie, w
których role wiodących postaci zmieniają się dość płynnie.
Nasi bohaterowie znów wracają by mierzyć się z
problemami. Problemami szkolnymi, miłosnymi, życiowymi. Tajemniczy nauczyciel
fizyki? Yuki musi go poznać bliżej, ale nie każdemu może się to spodobać… A co
z pozostałymi? I co jeszcze na nich czeka?
„Horimiya” to taka seria, w której nic nie należy
brać na serio i nie ma co szukać większej konsekwencji. Czytając ją łatwo się
można przekonać, że autorka zapomniała zarówno o tym, co wyróżniało bohaterów
(czasem jej się to przypomni i coś tam zostanie wspomniane, ale na krótko, przelotnie
i w niezobowiązujący sposób) jak i o ich charakterach. Kilka postaci i wątków
też gdzieś się zapodziało w trakcie, a nawet gdy wracały, wydawały się już
odmienione. Na tym poziomie serii wiec bliżej do sitcomu, który możemy śledzić
nie po kolei bez strat dla fabuły, a którego wewnętrzną logiką pozostaje to by
głównie dobrze się bawić, bez dbania o spójność.
Tylko czy kogoś to obchodzi? Każdy chce się po
prostu rozerwać, pośmiać, popatrzeć na kolejne miłosne perypetie i wpadki… Ten
tom dodatkowo dobrze nadaje się na Walentynki (okej, minęły już, ale przecież
za rok tez można go sobie przeczytać, prawda?). Bo „Horimiya”, choć bywa różnorodna,
to przede wszystkim komedia romantyczna, zaludniona sporą ilością postaci,
potrafiąca rozbawić i wciągnąć i pozostaje przy tym naprawdę przyjemnie
zilustrowana. W sposób typowy dla shoujo, ale właśnie o to chodzi. Ma swój
urok, ma klimat, potrafi wciągnąć, a nawet jeśli ma słabsze momenty, można
trafić w nich na coś dobrego.
Do tego dochodzą udane, choć proste ilustracje i dobre wydanie. Jeśli oceniać ten tomik to po prostu kolejna porcja niezłych przypadków z życia naszych bohaterów. Nie ma tu tej mocy i inwencji, jakie miały najlepsze odsłony „Horimiyi”, ale nie ma też zawodu, bo zabawa nadal jest udana. Bardziej gatunkowa, bardziej lekka i prosta, niemniej nadal mająca swój urok.
Komentarze
Prześlij komentarz