Plunderer #12 - Suu Minazuki

INWAZJA

 

„Plunderer” rozkręca się coraz bardziej, a wydarzenia nabierają epickiego rozmachu. Znaczy znów, bo epicko bywało i wcześniej, a akcja kręciła się, jak szalona od samego początku. Dlatego najnowszy tomik jest jak zawsze znakomity i dostarcza konkretnej porcji niezapomnianej rozrywki z bohaterami, którzy zapadają w pamięć na dobre.

 

Czas się skończył. Armia pod dowództwem Tokikaze, którego jedynym celem jest zemsta, a który może pochwalić się licznikiem 500 000 punktów, rozpoczyna inwazję. Gdy armia Alcji pogrąża się w chaosie, Rihito staje w obliczu trudnej sytuacji: ma objąć dowodzenie nad grupą specjalną. Niby nic takiego, ale ta ekipa złożona jest z jego wrogów! Problem w tym, że nie ma jeszcze pojęcia, jakiemu zagrożeniu będzie musiał stawić czoła…

 

„Plunderer”, tytuł, który na zawsze będzie mi się już kojarzył z puddingiem – a właściwie Puddingiem (fani wiedzą o co chodzi, a reszta musi już to odkryć sama, a warto) – to opowieść słynąca ze swej dynamiki. Zazwyczaj nie ma tu wiele czytania, akcja pędzi na złamanie karku, as wydarzenia następują jedne po drugich. W tym tomie jednak jest więcej czytania, chociaż opis sugeruje, że akcji i walk, w których dominują onomatopeje, a jednak. Nie zmienia to natomiast faktu, że nadal rzecz jest szybko poprowadzona, czyta się dosłownie jednym tchem i tylko ma się ochotę na więcej.

 

Ale tak to już z shounenami jest. Wiem, że się powtarzam, ale taka jest prawda. zresztą shouneny to taki mangowy odpowiednik kinowych blockbusterów. Czytelnik ma wyłączyć myślenie, dać się porwać opowieści i dobrze się bawić, patrząc na popisy wyobraźni. A jakby chciał popatrzeć na coś innego, zawsze pod ręką są seksowne, skąpo odziane bohaterki, które nieraz przybierają wyzywające pozy. A gdy już zmęczy się czytelnik kolejnymi walkami i mocnymi scenami, czeka tu na niego humor, lekkość, a nawet lekkość.

 


Czyli wszystko to, co powinna oferować dobra rozrywka. Na dodatek mamy tu świetne ilustracje, w których autor nie żałuje nam nastrojowo uchwyconego mroku i świetnie używanych rastrów, które tylko podkręcają widowiskowość. Dzięki temu na mangę patrzy się równie przyjemnie, jak ją czyta. I właśnie przyjemność jest tym, co ma płynąć z tej lektury, chociaż nie brakuje tu także emocji i napięcia, a nawet pewnej dozy słodyczy.

 

Wszystko to składa się na naprawdę świetną serię. Serię dla miłośników shounenów, dobrej fantastyki i udanych opowieści przygodowych. Oby więcej takich tytułów gościło na polskim rynku.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze

  1. Myślę, że ta seria powinna zainteresować mojego męża.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz