Silk: Grzech Pierworodny / Życie i czasy Cindy Moon – Dan Slott, Humberto Ramos, Robbie Thompson, Stacey Lee, Annapaola Martello, Tana Ford
Silk, jedna z najciekawszych (obok Spider-Gwen)
nowych spidermanowych postaci, wymyślonych przez Dana Slotta w okolicach eventu
„Spiderversum”, powraca. Dotychczas mogliśmy czytać jej losy w ramach regularnej
serii o przygodach Spider-Mana i nawet, kiedy pojawiały się w niej jej solowe
przygody, zawsze były mocno związane z tym, co się działo w serii (patrz. „Spisek
klonów”). Teraz jednak w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela” w końcu
dostaliśmy album poświęcony jej losom w oderwaniu od reszty wydarzeń
(przynajmniej mniej więcej, ale o tym potem) i jest to album dobry i warty
polecenia każdemu miłośnikowi Pajęczaka, jak i kobiecych komiksów superhero.
Kiedy doszło do wydarzeń „Grzechu pierworodnego”,
na jaw wyszły długo skrywane tajemnice bohaterów Marvela. Spider-Man dowiedział
się wówczas, że ten sam pająk, który ukąsił jego, dając mu pajęcze moce, ugryzł
jeszcze jedną osobę – dziewczynę o imieniu Cindy Moon. Kiedy oboje się
spotkali, połączyło ich silne uczucie, ale teraz Silk działa samodzielnie.
Dzieląc życie między pracę w Fact Channel, a życie superboahterki, stara się jednocześnie
odkryć co stało się z jej rodziną podczas jej pobytu w bunkrze Ezekiela. Ale czy
zdoła dowiedzieć się tego, nim świat skończy się w wyniku inkursji?
Akcja niniejszego albumu dzieje się tuż po evencie „Spiderversum”,
a jeszcze przed „Tajnymi wojnami”. Właściwie finał tego albumu to jednocześnie
wkroczenie na teren tajnowojennych wydarzeń. Co to oznacza dla fanów? Przede wszystkim
wypełnienie luki w życiorysie Silk, odpowiedzi na kilka dotyczących niej pytań
i domknięcie pewnego rozdziału jej losów. Ale jednocześnie to szansa poznania w
całości pierwszej serii jej przygód, a zatem mamy tu zamkniętą opowieść, która
nie wymaga od nas sięgania po nic więcej (chyba, że po „Spider-Verse”, które
rozgrywa się pomiędzy zeszytem z jej debiutem, a pierwszym numerem jej serii).
Ale za to sięgnąć jest po co. Owszem, „Silk” ma swoje minusy, bo nowy scenarzysta zupełnie odmienił jej charakter, a grupa rysowników odebrała jej dawny look, zmieniając z dojrzałej postaci, w dziecinną jej wersję, niemniej zabawa jest udana. To opowieść w duchu takich serii, jak „Spider-Woman” Dennisa Hopelessa czy „Spider-Gwen”. Może nie ma tu tyle humoru, ale cieszy, ze zamiast nadmiaru superbohaterksich popisów mamy tu sporo codziennych, życiowych problemów, sporo lekkości, nonszalancji i emocji. Nie brakuje jednak też i popisów sprawności naszej bohaterki, gościnnych występów innych marvelowskich gwiazd i widowiskowych scen. Wszystko to wieńczy niezła szata graficzna. Niezła, bo nieco zbyt mangowa i uproszczona, niemniej nadal nienajgorsza (choć o wiele lepiej wypadałaby, gdyby wyglądała tak, jak okładkowa grafika).
Reasumując, warto. Jeśli lubicie komiksy tego typu,
to rzecz dla Was. Ma swój charakter, ma klimat i dobrze się ją czyta. Chociaż znów
przekład daleki jest od doskonałości.
Komentarze
Prześlij komentarz