Doktor Strange, tom 4 – Ed Brisson, Donny Cates, Peter David, Nick Spencer, Damian Couceiro, Niko Henrichon, Szymon Kudrański, Rod Reis, Will Sliney
Po ten tom „Doktora Strange’a” sięgnąłbym prędzej
czy później, bo poprzednie trzy albumy były udane i sympatyczne. Wahałem się
jednak czy w pierwszej kolejności nie rzucić się na inny komiks. Co mnie
przekonało do wyboru tego tytułu? Przede wszystkim jego skład, a w
szczególności zeszyty z serii „Ben Reilly: Scarlet Spider”, nadające się w sam
raz do mojej pajęczej kolekcji. Ale dobrze, że sięgnąłem po ten komiks, bo
nawet bez tego to kawał bardzo dobrej rozrywki supehero, gdzie nie brak elementów
fantasy i horroru, która ma w sobie sporo z epickiego eventu.
W trakcie „Tajnego imperium” Las Vegas zostało
zniszczone. Strange odwrócił to wydarzenie, jednocześnie przywracając do życia
ofiary, które straciły wówczas życie, ale jednocześnie doprowadził do przybycia
do naszego wymiaru Mephisto – władcę piekieł. Teraz Mapehisto, rządząc tutaj własnym
piekielnym hotelem, upomina się o swoje, twierdząc że dusze zmarłych należały
do niego. Strange trafia do tego dziwnego miejsca, by stoczyć walkę w grze, w
której nie ma szans. A przynajmniej nie sam, skoro istnienie hotelu wpływa na
ludzi wokoło, także bohaterów, zmieniając ich w iście piekielne kreatury. Nasz magik
będzie więc potrzebował pomocy przyjaciół, problem w tym, że chyba żadni mu już
nie zostali… A może jednak?
Solidny to komiks, oj solidny. Liczący niemal
czterysta stron album zawiera w sobie bowiem nie tylko kolejne zeszyty
doskonale znanej nam już serii, ale też i takie numery, jak „Doctor Strange:
Damnation” #1–4, „Damnation: Johnny Blaze – Ghost Rider” #1, „Iron Fist” #78–80
i wspomniany już przez mnie „Ben Reilly: Scarlet Spider” #15- 17. Jak widać po
takim składzie, to nie tylko kolejna typowa przygoda Doktora Dziwago, ale też i
crossover o eventowych zapędach. Co prawda akcja nie jest tu tak epicka i
rozległa, jak mogłoby się wydawać, ale na pewno gwarantuje dobrą rozrywkę.
Opowieść ta wyrosła na gruncie, jaki został po „Tajnym
imperium” (nie dziwi więc udział scenarzysty odpowiedzialnego za tamto
wydarzenie, Nicka Spencera) i jej trzonem jest miniseria „Damnation”. Reszta albumu
to komplet dodatków do niej. A razem składają się na najdłuższą opowieść, jaką
do „Doktora Strange’a” zrobił jego ówczesny scenarzysta, Donny Cates –
najdłuższą, ale i ostatnią. I naprawdę udaną. Jest tu akcja, jest klimat, spora
doza fantastyki i co najważniejsze wmieszanie w to innych bohaterów, nawet tak
zdawałoby się nie pasujących do tego typu opowieści, jak Szkarłatny Pająk (fani
„Spider-Mana” mają okazję zobaczyć jak poukładało mu się po „Spisku klonów”)
czy Iron Fist. To oni wprowadzają wspominany eventowy posmak i sprawiają, że
nawet ci, którzy za Strange’em nie przepadają, mogą znaleźć tu coś dla siebie.
Ale opowieści nie brak też pewnej dozy humoru i
lekkości. Dzięki temu całość czyta się naprawdę dobrze i bez znudzenia. A całość
wieńczy udana szata graficzna, wprowadzająca trochę mniej typowych rozwiązań i
eksperymentów rysunkowych, odświeżających opowieść. Dobre, solidnej grubości
wydanie staje się tu kropką nad i, a całość po prostu warta jest polecenia
wszystkim miłośnikom superbohaterskich opowieści, które korzystają z elementów
urban fantasy i horroru, pozostając jednocześnie rasowym superhero.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz