Kolejny tom „Fibi i jednorożca” pojawił się właśnie
na polskim rynku. I cóż tu mogę więcej dodać? Ci, którzy polubili przygody
dziewczynki i jej niezwykłej towarzyszki, będą zadowoleni. Ci, których one nie
kupiły, nie będą przekonani tym razem. A kto ma ochotę na niewymagający komiks rozrywkowy
dla dzieci, może sięgnąć po tytuł i przekonać się, czy to opowieść dla niego.
Dorastająca Fibi i jej magiczna przyjaciółka,
jednorożec Marigold, powracają. Zbliża się Halloween, czas się przebierać i
zbierać cukierki, ale… Właśnie, w co się przebrać? A kiedy już uda się rozwiązać
ten problem zostaje kwestia dość osobliwej imprezy, w której mają wziąć udział.
Kiedy mija Halloween, nachodzi w końcu także i zima, a wraz z nią zabawy
śniegiem, lód… A potem kolejne miesiące i pory roku, a wraz z nimi takie
atrakcje, jak powrót na biwak czy czytanie wakacyjnych lektur. A to tylko część
tego, co czeka na bohaterki i… czytelników.
„Fibi i jednorożec” to seria specyficzna. Niby jest
to kolejny przedstawiciel długiej tradycyjni komiksu prasowego, niby są to
typowe paski drukowane w gazetach czy w internecie, przeznaczone do codziennego
czytania, ale nie do końca. Wiecie, co jest siłą tego typu publikacji? Spójrzcie
tylko na „Garfielda”, „Fistaszki”, Mafaldę” albo „Calvina i Hobbesa”. Każdy pasek
bawi, autentycznie śmieszy, zaskakuje, ale co najważniejsze, niesie ze sobą coś
zdecydowanie więcej: satyrę, ponadczasową prawdę, komentarz społeczny, filozoficzną
zadumę… Dzięki temu nadają się zarówno jako niewymagająca rozrywka dla dzieci,
jak i ambitna lektura dla dorosłych, którzy chcą się nad czymś pochylić i zadumać.
Niełatwo jest osiągnąć coś takiego – wręcz należałoby rzec, że wielka to sztuka
– i w „Fibi” tego nie ma.
Seria ta jest lekka, prosta i niewymagająca. Dość naiwna
przy tym, a większość pasków nie śmieszy ani nie skłania do zadumy. Na cały
tomik możecie znaleźć dwie, trzy strony, na których autorka próbowała zawrzeć
coś więcej, ale nie jest to głębia na miarę wspomnianych opowieści. Cała reszta
to po prostu krótkie perypetie z życia bohaterki i jednorożca (nawet jako
dziecko nie byłem fanem tych „istot” i tym bardziej nie jestem teraz). Plusy całości
są takie, że nie nudzi. Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie, czasem potrafi
rozśmieszyć i pozostaje ładnie wydaną publikacją.
I przy okazji nieźle narysowaną. Nieźle, bo do mistrzostwa Daviesa czy Schultza nie można tego nawet porównać, ale dzieciom się spodoba, szczególnie, że całość jest dość mocno kolorowa. I tak najkrócej można całość podsumować. To seria dla dzieci, z niewykorzystanym potencjałem na opowieść wnoszącą się ponad takie ograniczenia, ale jako rzecz dla najmłodszych, mająca swój urok, podlany nutą prostego dydaktyzmu w temacie przyjaźni. Dorośli niestety niewiele znajdą tu dla siebie, ale ich pociechy mogą bawić się nieźle.
Komentarze
Prześlij komentarz