Garfield: Tłusty koci trójpak #9 - Jim Davis

GARFIELD NA OKRĄGŁO

 

Im więcej czytam wszelkich współczesnych pasków komiksowych (patrz. chociażby „Fibi i Jednorożec”), tym bardziej cenię klasykę taką, jak ta. Klasykę absolutnie genialną, rozbrajającą, zachwycającą… W każdym calu niemal idealną, która z kolejnymi tomami tylko potwierdza swoją klasę. I tak właśnie jest z tą częścią przygód Garfielda, tłustego, leniwego kota, która dzieciom da dobry komiks humorystyczny, a dorosłym zagwarantuje niezapomnianą satyrę, często jakże gorzką i brutalnie szczerą.

 

Rudy, wredny i leniwy kot, który jedzenie wciąga niczym odkurzacz. Jego fajtłapowaty, beznadziejnie próbujący zdobyć powodzenie w miłości właściciel. Wiecznie śliniący się pies, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że ma mózg. I cała reszta. To ekipa, której życie dzień po dniu śledzimy na stronach albumu. Śledzimy, kibicujemy im, śmiejemy się z nich i przekonujemy jak bardzo podobni są do nas samych, nawet jeśli nie chcemy tego przyznać.

 

„Garfield” to seria, którą można odczytywać i odbierać na kilka sposobów. Pierwszym z nich jest potraktowanie całości, jako komedii familijnej o kocie. Niezdarny właściciel nie radzi sobie z pupilem (a czesz pupilami) i w życiu – tak codziennym, jak i uczuciowym, zaradny choć leniwy kot ciągle w coś pakuje i jakoś tak sobie żyją od jednego wydarzenia, do drugiego. Drugi sposób odbioru tytułu dedykowany jest posiadaczom kotów, którzy w kolejnych scenkach z życia rudego kocura zobaczą odbite w krzywym zwierciadle, ale jednak prawdziwe często do bólu zachowania ich własnych czworonogów.

 


I jest wreszcie sposób trzeci, najważniejszy: czyli jako ambitne dzieło z przesłaniem. Gorzką i ciętą satyrę na społeczeństwo, świat, codzienność, miłość, problemy, troski i… Tak, na domowych pupilów, a koty w szczególności, także. Bo chociaż każdy pasek to samodzielna humoreska, Jim Davis zawarł w nich tyle siły, prawdy i głębi, jak udało się niewielu. „Garfield” za każdym razem śmieszy – czasem tak, że czytelnik parska w trakcie czytania – a jednocześnie widzimy ile w tym jest satyrycznej trafności. Autor ośmiesza nasze cechy i przywary, śmieje się z różnych aspektów życia, nieraz dając pociechę, częściej jednak wytykając to, co bolesne. Można to zignorować i bawić się w niezobowiązujący sposób, ale można też wczytać w to, wgryźć i zadumać się nad tym wszystkim.

 

I przy okazji popodziwiać ilustracje. Grafiki są proste, cartoonowe, kolorowe, ale jednak widać w nich wielki talent i indywidualny styl. „Garfield” z miejsca wpada w oko, urzeka i potrafi rozbawić już samymi ilustracjami. A wszystko to wyśmienicie wieńczy znakomite wydanie. Każdy tom serii to zbiór trzech oryginalnych albumów, wydrukowanych na papierze kredowym i zamkniętych w twardej oprawie. Świetnie prezentuje się na półce, przyciąga wzrok i zachwyca zawartością. Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak polecić gorąco, bo ten cykl jest tego wart.

 

A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze