„Made in Abyss” to jedna z tych mang, na których
kolejne tomiki czekam ze szczególną niecierpliwością. Jest bowiem w tej
opowieści coś takiego, co mnie w niej urzeka. Choćby ten wyśmienity klimat,
mnóstwo emocji, jakie pojawiają się na stronach, wzruszeń czy wreszcie także
tajemnice, podsycające czytelniczą ciekawość. I taki jest też tomik dziewiąty, który
wiedzie nas coraz dalej w ten tajemniczy świat.
Mitty zmarła, ale jej kopia wciąż jest obecna w
Otchłani. Dlatego też Nanachi, żeby móc być przy niej, postanawia oddać się w
ręce jednego z mędrców. Ale czy to dobry pomysł?
Tymczasem Reg i Faputa wracają do wioski. Chłopak
liczy, że księżniczka pomoże mu ocalić przyjaciół, ale czy Abu na pewno? Jakie
plany ma ostatnia córka Irumyuui? I co wyniknie z tego wszystkiego?
„Made in Abyss” to seria, która korzystając z
pomysłu rodem z literatury Juliusza Verne’a, pokazuje w jak ciekawy sposób
można opowiedzieć o świecie podziemnym. Zazwyczaj takie opowieści ograniczają
się do przedstawienia nam jakże bliskiego naszemu świata, ukrytego przed
naszymi oczami i być może zaludnionego wymarłymi gatunkami czy mitycznymi
stworzeniami. Akihito Tskushi odrzuca taką koncepcję i wykorzystując ideę
świata w głębi ziemi, stawia na to, co najbardziej intryguje: koncepcję
zupełnej obcości.
Co to znaczy? Przede wszystkim to, że ani
bohaterowie, ani my nie pojmują Otchłani. To miejsce zaludnione przez
stworzenia, jakich ludzkość dotąd nie wymyśliła. Miejsce zmieniające tych,
którzy zejdą w głąb i niepozwalające siebie opuścić. Miejsce pełne tajemnic,
dziwnych artefaktów i chorych eksperymentów, dokonywanych przez tych, którzy
mieli je zgłębić. Wszystko tu rządzi się swoimi prawami, które nie zawsze łatwo
jest pojąć, ale za to tym bardziej wszystko to intryguje. A im więcej
odkrywamy, tym mniej jesteśmy wszystkiego pewni i tym bardziej ciekawi, co z
tego wyjdzie i czym się skończy.
Poza tym mamy tu akcję, sympatyczne i często
fascynujące postacie, wyśmienity klimat, przygody, dobre tempo, sporo
nieoczywistości, a niejednokrotnie także coś ponad tylko rozrywkę. A wszystko
to uzupełnia doskonała szata graficzna. Rysunki z jednej strony są dość typowe
– chara design jest uproszczony, cartoonowy, wielkooki i mocno utrzymany w
estetyce chibi – z drugiej oryginalny, bo całość bardziej przypomina szkice,
autor unika też rastrów na rzecz całej palety odcieni szarości. Połączenie tych
elementów daje rzecz bardzo przyjemną dla oka, urzekającą nastrojem panującym
na stronach, a wraz ze scenariuszem składa się na naprawdę znakomity i godny polecenia
każdemu miłośnikowi dobrej fantastyki cykl.
Tytuł kupicie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz