Made in Abyss #9 - Akihito Tskushi

 W GŁĘBINACH OTCHŁANI

 

„Made in Abyss” to jedna z tych mang, na których kolejne tomiki czekam ze szczególną niecierpliwością. Jest bowiem w tej opowieści coś takiego, co mnie w niej urzeka. Choćby ten wyśmienity klimat, mnóstwo emocji, jakie pojawiają się na stronach, wzruszeń czy wreszcie także tajemnice, podsycające czytelniczą ciekawość. I taki jest też tomik dziewiąty, który wiedzie nas coraz dalej w ten tajemniczy świat.

 

Mitty zmarła, ale jej kopia wciąż jest obecna w Otchłani. Dlatego też Nanachi, żeby móc być przy niej, postanawia oddać się w ręce jednego z mędrców. Ale czy to dobry pomysł?

Tymczasem Reg i Faputa wracają do wioski. Chłopak liczy, że księżniczka pomoże mu ocalić przyjaciół, ale czy Abu na pewno? Jakie plany ma ostatnia córka Irumyuui? I co wyniknie z tego wszystkiego?

 

„Made in Abyss” to seria, która korzystając z pomysłu rodem z literatury Juliusza Verne’a, pokazuje w jak ciekawy sposób można opowiedzieć o świecie podziemnym. Zazwyczaj takie opowieści ograniczają się do przedstawienia nam jakże bliskiego naszemu świata, ukrytego przed naszymi oczami i być może zaludnionego wymarłymi gatunkami czy mitycznymi stworzeniami. Akihito Tskushi odrzuca taką koncepcję i wykorzystując ideę świata w głębi ziemi, stawia na to, co najbardziej intryguje: koncepcję zupełnej obcości.

 


Co to znaczy? Przede wszystkim to, że ani bohaterowie, ani my nie pojmują Otchłani. To miejsce zaludnione przez stworzenia, jakich ludzkość dotąd nie wymyśliła. Miejsce zmieniające tych, którzy zejdą w głąb i niepozwalające siebie opuścić. Miejsce pełne tajemnic, dziwnych artefaktów i chorych eksperymentów, dokonywanych przez tych, którzy mieli je zgłębić. Wszystko tu rządzi się swoimi prawami, które nie zawsze łatwo jest pojąć, ale za to tym bardziej wszystko to intryguje. A im więcej odkrywamy, tym mniej jesteśmy wszystkiego pewni i tym bardziej ciekawi, co z tego wyjdzie i czym się skończy.

 


Poza tym mamy tu akcję, sympatyczne i często fascynujące postacie, wyśmienity klimat, przygody, dobre tempo, sporo nieoczywistości, a niejednokrotnie także coś ponad tylko rozrywkę. A wszystko to uzupełnia doskonała szata graficzna. Rysunki z jednej strony są dość typowe – chara design jest uproszczony, cartoonowy, wielkooki i mocno utrzymany w estetyce chibi – z drugiej oryginalny, bo całość bardziej przypomina szkice, autor unika też rastrów na rzecz całej palety odcieni szarości. Połączenie tych elementów daje rzecz bardzo przyjemną dla oka, urzekającą nastrojem panującym na stronach, a wraz ze scenariuszem składa się na naprawdę znakomity i godny polecenia każdemu miłośnikowi dobrej fantastyki cykl.

 

Tytuł kupicie tutaj:




Komentarze