Ten tom „Strażników
Galaktyki” to zarazem
powrót serii do starej numeracji, co wiąże się ze świętowaniem jubileuszu 150.
jej zeszytu, jak i zakończenie tego runu, jako takiego. Jednocześnie jednak to
zaledwie koniec początku, wprowadzającego nas do wydarzeń, które już niedługo
będziecie mogli czytać na polskim rynku, czyli eventu „Wojny Nieskończoności”. I
chociaż album ten to tylko rozrywka pełnymi garściami czerpiąca z marvelowskiej
klasyki, ale dla fanów postaci i kosmicznych komiksów superhero to rzecz warta
poznania.
Strażnicy Galaktyki dotąd byli kosmicznymi wyrzutkami,
którzy co prawda działali w słusznej sprawie, ale też nie zawsze. A raczej
częściej pakowali się w jakieś tarapaty czy konflikty z prawem. Ale teraz
nadchodzi zmiana i dołączają do Korpusu Nova, czyli swoistej kosmicznej
policji! W tym wszystkim nie chodzi jednak tylko o zaprowadzenie ładu czy
rozliczenie się ze szpiegami, ale i znalezienie potężnych Kamieni
Nieskończoności. A przecież nie tylko oni ich szukają, a za przeciwników maja chociażby
Ultrona. Na scenie pojawia się też sam Adam Warlock, ale jakie są jego zamiary?
Zarówno Marvel, jak i DC (a czasem także inni
wydawcy), raz na jakiś czas serwują nam eventy, czyli wielkie opowieści łączące
w sobie wydarzenia kilku serii i prowadzące do zmian w uniwersum. W przypadku
DC najczęstsze są tzw. „Kryzysy”, których nazwa wzięła się od pierwszego takiego
wydarzenia. W Marvelu pierwszym, eventem były „Tajne Wojny” (powielane potem,
ale niezbyt często), ale największą sławą cieszą się opowieści spod szyldu „Nieskończoności”.
W Polsce mogliśmy czytać część z nich („Rękawica nieskończoności”, „Wojna
nieskończoności”, „Krucjata nieskończoności” czy „Nieskończoność”), a teraz
nadchodzą „Wojny nieskończoności”, do których „Strażnicy Galaktyki” nas wprowadzają.
Wracając jednak do samej opowieści w wykonaniu znanego
chociażby z „Deadpoola” Gerry’ego Duggana to niezły rozrywkowy komiks środka,
który wypełniony jest akcją i – w mniejszym stopniu – żartami. Na kolana może
nie powala, ale nie nudzi, bywa widowiskowy, na stronach dzieje się dużo, a miłośnicy
Marvela odnajdą tu wiele nawiązań i puszczania oka (choćby w okładkach odnoszących
się do „Rękawicy nieskończoności” czy „Krucjaty”). Owszem, to, co się tu
dzieje, było już nie raz i w różnych konfiguracjach, ale scenarzysta stara się,
by jego run „Strażników Galaktyki” był jak najbardziej lekki, dynamiczny i
przyjemny i to mu się udaje.
Rysunkowo także jest to historia jest całkiem udana. Prosta, ale niepozbawiona pewnej dozy realizmu kreska i niezły kolor dają sympatyczny efekt końcowy, a dobre wydanie nieźle to uzupełnia. Miłośnikom „Strażników: i kosmicznych klimatów uniwersum Marvela polecać nie muszę, a reszta? Cóż, jeśli lubicie takie klimaty, sięgnijcie śmiało, ma swój urok.
Komentarze
Prześlij komentarz