„Miecz zabójcy demonów” w końcu dotarł do momentu,
na który czekałem, czyli chwili, gdy akcja mangi pokrywa się z akcją kinowego
hitu wyprodukowanego na jej podstawie. Jeśli widzieliście film, wiecie, czego
się spodziewać. Jeśli nie, czeka na Was kolejna porcja świetnej zabawy, którą
polecam z czystym sercem każdemu miłośnikowi dobrych shounenów.
Demon snu Enmu złapał naszych bohaterów w swoją
pułapkę. Sytuacja jest trudna, ale Tanjirou być może znalazł sposób poradzenia
sobie z wrogiem. Ale czy na pewno? Tymczasem na drodze naszych wojowników
pojawia się Trzeci. Czy bohaterowie przetrwają starcie z nim?
Wspominany na początku film kinowy, który oparty
został na fabule tego i poprzedniego tomiku w chwili obecnej nosi tytuły
najlepiej zarabiającego filmu w dziejach Japonii, najlepiej zarabiającego anime
i filmu japońskiego w ogóle, przyniósł też największe zyski z wszystkich filmów
animowanych w roku 2020, trafiając na czwarte miejsce najlepiej sprzedających
się hitów kinowych minionego roku… itd., itd. To, oczywiście, tylko część tego,
co można by powiedzieć na jego temat. Ale chodzi o to, by pokazać popularność
tej historii i przy okazji jej ciepłe przyjęcie. A wszystko w momencie, gdy po
polsku możemy przeczytać mangowy pierwowzór całego wątku.
A wracając do samej serii, „Miecz zabójcy demonów” to
manga, której nie sposób nie uwielbiać, chociaż pozornie jest to nic innego,
jak kolejny shounen o bohaterze-wybrańcu, który musi stawiać czoła kolejnym
wrogom poznawać nowych znajomych i odkrywać, co szykuje dla niego los. Jest
prtzy tym jednak bardziej stonowany, mniej epatujący dynamizmem i samymi
bitwami, a bardziej skupiający się na klimacie. Owszem, w tym tomie mamy
głownie akcję, ale nawet mimo to czuć tutaj lekkość i pewien swobodny spokój.
Co nie znaczy, że nie ma tu napięcia czy nastroju rodem z horrorów akcji. Połączenie
wszystkich tych elementów, o których pisałem sprawiło, że na chwilę obecną seria,
znajduje się w czołówce najlepiej sprzedających się mang w dziejach (120
milionów egzemplarzy) i należy do najlepszych shounenów dostępnych na rynku.
Graficznie „Miecz zabójcy demonów” też jest zresztą
znakomity. Niby wszystko jest tu proste, niby zamiast detali mamy tu skupienie
na czerni i jak najprostszym, ale doskonałym uchwyceniu wszystkiego. I dzięki
temu seria z miejsca wpada w oko i tylko zyskuje przy bliższym poznaniu.
Dlatego polecam gorąco i wciąż z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz