Siri Pettersen, autorka bardzo udanej trylogii
„Krucze pierścienie”, powraca z nową powieścią. Już samo to byłoby spore
wydarzenie, bo to wciąż jedna z najjaśniejszych gwiazd współczesnego fantasy.
Ale na dodatek jej najnowsze dzieło to spin-off, dziejący się w tym samym, co
„Krucze pierścienie” uniwersum. A, co najważniejsze, jest to powieść udana i
warta poznania.
Czytające z krwi to oszustki mamiące ludzi i
wykorzystujące ich strach. Pochodząca z zajmującego się tym rodu Juva wie o tym
najlepiej i dlatego nigdy nie zamierza się stać taka sama. Niestety jej
dziedzictwo upomina się o nią, kiedy jej rodzinie zaczynają zagrażać, vardari. Dziewczyna,
wrzucona w sam środek wydarzeń, będzie musiała zmierzyć się z tajemnicami przeszłości,
które już raz miały wielki wpływ na świat i mogą mieć znowu. Wydarzeń, które
zmusza ją do konfrontacji z przeszłością, jakiej nie chce pamiętać. Wydarzeń, z
których może nie ujść z życiem…
Debiutancka powieść Siri Pettersen, która zdobyła
kilka nagród i została okrzyknięta tym dla europejskiego, a może lepiej rzec
skandynawskiego fantasy tym, czym saga „Millenium” była dla thrillera, okazała
się być zaskakująco dobrą historią. Nic dziwnego, że autorka w końcu
zdecydowała wrócić się do tego świata i opowiedzieć nam jeszcze jedną opowieść.
A właściwie nową trylogię, nadającą się zarówno dla wiernych fanów jej prozy,
jak i tych, którzy w tym miejscu chcieliby zacząć swoją z nią przygodą.
Jak „Krucze pierścienie”, tak i „Żelazny Wilk” ma
swój urok, klimat i ciekawe wykonanie. Dzięki kolejnym odwołaniom do nordyckich
mitów i legend, całość ma swój niepowtarzalny (ale pamiętny z poprzedniej
trylogii) charakter. A chociaż Pettersen swoją prozą nie rewolucjonizuje
gatunku serwuje nam rzadko spotykaną wśród popularnej literatury fantasy, naprawdę
udaną i wartą polecenie lekturę, gdzie niezwykłości i popisy wyobraźni splatają
się z naprawdę dobrym stylem i większą powagą w podejściu do tematu.
Poza tym styl, jakim operuje autorka, jest lekki i
przyjemny, akcja wartka, a wydarzenia ukazane w ciekawy, czasem nieoczywisty
sposób. W zestawieniu „Kruczymi Pierścieni”, „Żelazny Wilk” wydaje się być nieco
odmiennaq lekturą, a jednak wciąż pozostaje taką samą, jak to, co znaliśmy do
tej pory. I dobrze, bo naprawdę niewiele było w prozie Pettersen do
poprawienia.
Podsumowując: warto. „Krucze pierścienie” kupiły
rzesze czytelników i nie wątpię, że ta nowa trylogia też to uczyni. Ważniejsze jest
jednak to, że zadowoli ona tych, którzy od fantastyki wymagają wyższej, niż spotykana
na co dzień jakości. Dlatego zachęcam fanów do poznania tej serii.
A wydawnictwu Rebis dziękuję za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz