Od kiedy dałem się zachwycić chińskiej prozie
fantastycznej, takich autorów, jak Cixin Liu czy Teda Chianga, z chęcią sięgam
po nowe książki azjatyckich pisarzy. Nawet jeśli coś zdaje się brzmieć nie do
końca w moim stylu, daję szansę – nawet jeśli, jak w tym przypadku, twórcę
trudno zaliczyć do grona chińskich obywateli. Kto wie, może mnie zachwyci? „Dziedzictwo
krwi” mnie nie zachwyciło, ale okazało się całkiem udana, lekką, przyjemną i łatwo
przyswajalną lekturą fantasy, lepszą literacko od większości podobnych, skierowanych
do młodzieży pozycji.
Anastazja Michajłowna jest księżniczką, ale trudno powiedzieć,
by była w dobrej sytuacji. W Cesarstwie Cyrilyjskim powinowactwa są powszechnie
dyskryminowane, a to, które ukrywa ono, należy do najgorszych. Kiedy po zabójstwie
jej ojca, dziewczyna staje się jedyną podejrzaną, zaczyna się jej walka o
wszystko. Anastazja mysi ratować własne życie, ale też i znaleźć prawdziwego
winnego. A jakby tego było mało, spiskowcy choć obalić świat, jaki znamy, a ona
trafia w sam środek wszystkiego, bo to właśnie wśród nich jest jedyna osoba,
która może jej pomóc. Tylko nie jest to ktoś, z kim łatwo można sobie poradzić.
Ale potrafiąca kontrolować krew księżniczka też nie należy do miękkich ludzi…
„Dziedzictwo krwi” to powieść reklamowana jako
rzecz dla miłośników prozy Sarah J. Mass. I to mogło mnie skutecznie zniechęcić
do dzieła Amélie Wen Zhao, bo porównywanie czegoś do dzieł autorki piszącej w
sposób zbyt prosty i infantylny, a przy okazji epatującej nieprzekonującymi,
również prostymi fabułami, nie brzmi dobrze. Na szczęście jednak okazało się,
że „Dziedzictwo krwi” jest lepsze.
Mimo chińsko brzmiącego nazwiska autorka urodziła
się w Paryżu. Dorastała zaś w Pekinie, obecnie natomiast mieszka w Nowym Jorku.
Wszystko to przełożyło się na jej fascynację sprawami międzynarodowymi i
kulturowymi i stara się to oddać w swoich książkach, zaludniając je
różnorodnymi etnicznie postaciami. Czy widać to w jej prozie? Po części tak,
chociaż nie tak mocno, jakby może tego chciała sama autorka, ale jednak.
Abstrahując od tego, „Dziedzictwo krwi” to po
prostu lekkie, nieskomplikowane fantasy przygodowe, w którym pobrzmiewają echa
licznych inspiracji, z historycznymi włącznie. Jeśli lubicie takie klimaty,
czyta się to całkiem przyjemnie. Tym bardziej, że styl autorki nie jest wcale infantylny
czy przesadnie uproszczony. Owszem, to lektura bardziej dla młodzieży, ale
przynajmniej lektura napisana w sposób lepszy, niż większość jej podobnych.
Jeśli należycie do grup docelowej i opis przypadł
Wam do gustu, możecie sięgnąć w ciemno. Nie zawiedziecie się a czeka Was
całkiem niezła rozrywka. W sam raz na wakacyjne upalne dni, kiedy historie z
przygodą i fantazją wchodzą najlepiej.
Dziękuję wydawnictwu
Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz