Neon Genesis Evangelion #7 – Yoshiyuki Sadamoto

PRZEBUDZENIE

 

Kiedy dwie dekady temu zaczytywałem się zeszytowym wydaniem „Neon Genesis Evangelion”, opowieść zakończyła się na szóstym tomie. Lata minęły, zanim JPF zdecydowało się na tomikowe wydanie, a co za tym idzie także kontynuowanie cyklu. A jeszcze więcej czasu upłynęło zanim w końcu zdecydowałem się uzupełnić kolekcję. Ale w końcu to nastąpiło i wreszcie poznałem tomik siódmy. I, jak można się było spodziewać, jestem zachwycony. I to bardziej nawet, niż poprzednimi.

 

Tragiczne wydarzenia, jakie rozegrały się podczas testowania nowego Evangeliona, wstrząsnęły Shinjim. I to do tego stopnia, że decyduje się odejść z Nervu. I to tym razem bezpowrotnie. Jednakże podczas jego nieobecności dochodzi do kolejnego ataku anioła. Tym razem jednak Evangeliony nie są gotowe i na pilotów czeka walka wewnątrz Geofrontu…

A tymczasem Shinji spotyka się z Kajim, który wyjawia mu swoje sekrety i opowiada o przeszłości. Czy pod wpływem jego opowieści chłopak zmieni zdanie? Nadciąga kolejna walka, a wraz z nią przebudzenie Evy-01, które może odmienić wszystko…

 

Od tego tomu „Neon Genesis Evangelion” staje się opowieścią jeszcze bardziej klimatyczną, poruszającą i skłaniającą do zastanowienia. Opowieścią, gdzie akcja, wątki obyczajowe, humor, tajemnice, mrok i filozofia, podlane solidną dawką symboliki, splatają się w jedną, znakomitą całość. Bo to, co zaczęło się, jako typowe mecha, z każdym kolejnym rozdziałem zyskuje na jakości, sile i głębi, stając się jedyną w swoim rodzaju opowieścią SF.

 


Do tego mamy świetne ilustracje, proste, czasem dość niechlujne, ale nastrojowe, wpadające w oko i budujące doskonały klimat. Bo chociaż to tylko adaptacja kultowego anime, a zatem dość uproszczona i maskująca wiele na polu graficznym mrokiem i rastrami, ale jednocześnie z tomu na tom coraz bardziej dopracowana i wpadająca w oko. A przy okazji bardzo, bardzo nastrojowa.

 

I chociaż od mojej pierwszej przygody ze światem „NGE” minęło już tyle lat, historia ta nie zestarzała się ani nie straciła nic ze swej mocy. Poza tym tom siódmy i kolejne, to coraz większe odejście twórcy od mangowego pierwowzoru i wkroczenie na autorskie, dla mnie o wiele lepsze rejony. Dlatego polecam gorąco, bo każdy, kto ceni dobrą, zaangażowaną i skłaniającą do zadumy i refleksji fantastykę, powinien ten tytuł poznać.

Komentarze