Pierwszy rzut oka i… Okładka tego albumu wygląda,
jakby autor splagiatował styl Tomka Samojlika. Podobny design postaci, taka
samo kolorystyka, ujęcie perspektywiczne… Na pierwszy rzut oka można się
pomylić. Tym bardziej, że tematyka taka sama. A jak jest z jakością? Nieźle,
ale jednak to nie poziom prac Samojlika.
Szerlok Worms. Dżdżownica. Detektyw. Spec od
zajmowania się dużymi problemami małych żyjątek, miłośnik programów o
glebogryzarkach i poczciwy, ale pazerny osobnik. W jego śledztwach pomaga mu
doktor Jaszczurka Zwinka i tak razem mierzą się z przestępczym półświatkiem przyrodniczego
świata. I to z sukcesami. Ale czy poradzą sobie, kiedy pojawi się porywacz,
który nie przypomina żadnego znanego nauce zwierzęcia?
Komiksy Samojlika lubię, odkąd przypadkiem wpadł w
moje ręce jeden z tomów „Sagi o ryjówkach”. Kiedyś wydawało mi się, że to nie
prace dla mnie. Za proste, za dziecinne. Sztabko jednak okazało się, że się
myliłem, jego prace okazały się wciągające, charakterystyczne, urocze, pełne
ciekawych faktów, za których wiele mogło zaskoczyć nawet dorosłych i po prostu
dobrze wykonane. A i nie brakowało w nich satyry czy puszczania oka do
obeznanych z popkulturą odbiorców. Wspominam o tym wszystkim, bo właśnie
dlatego, mimo aż nadmiernego podobieństwa do prac Samjlika, dałem temu albumowi
szansę i…
Jak już wiecie, „Szerlok Worms” nie dorównuje
pracom wspomnianego wyżej artysty. To bardziej dziecinna, mocno inspirowana
jego pracami opowieść. Podobnie, jak u niego, odnosi się do popkultury i
zaludniona jest zwierzęcymi bohaterami, ale trudno nie odnieść wrażenia, że
próbuje kopiować to, co w Samojliku najlepsze. Z całkiem nienajgorszym
skutkiem, bo album czyta się szybko, lekko i przyjemnie, ma udane momenty i
niezły, chociaż wciąż to nie Samojlik. Dzieci jednak nie odczują tego w ten sposób
i będą bawić się lepiej, niż dorośli czytelnicy.
Jeśli chodzi o rysunki, to w środku już nieco mniej
przypominają prace Samojlika, niż na okładce. Tam, gdzie Samojlik serwował nam
obłości, Auguścik dorzuca nieco więcej kantów. Kolor wewnątrz też jest o wiele
prostszy, a ogół szaty bardziej skierowany do dzieci. Do tego mamy ładne
wydanie, standard dla Egmontu, ale wart wspomnienia.
I chociaż rzecz nie ustrzeże się porównań do
Samojlika, dzieciom śmiało można ją polecić. Nie przypadkiem zresztą zdobyła nagrodę
w czwartej edycji „Konkursu imienia Janusza Christy na komiks dla dzieci”. I,
kto wie, może dalsze tomy okażą się lepsze?
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz