Niesamowity Szerlok Worms #1: I niebieskie monstrum – Łukasz Auguścik

DUŻE PROBLEMY MAŁYCH ŻYJĄTEK

 

Pierwszy rzut oka i… Okładka tego albumu wygląda, jakby autor splagiatował styl Tomka Samojlika. Podobny design postaci, taka samo kolorystyka, ujęcie perspektywiczne… Na pierwszy rzut oka można się pomylić. Tym bardziej, że tematyka taka sama. A jak jest z jakością? Nieźle, ale jednak to nie poziom prac Samojlika.

 

Szerlok Worms. Dżdżownica. Detektyw. Spec od zajmowania się dużymi problemami małych żyjątek, miłośnik programów o glebogryzarkach i poczciwy, ale pazerny osobnik. W jego śledztwach pomaga mu doktor Jaszczurka Zwinka i tak razem mierzą się z przestępczym półświatkiem przyrodniczego świata. I to z sukcesami. Ale czy poradzą sobie, kiedy pojawi się porywacz, który nie przypomina żadnego znanego nauce zwierzęcia?

 

Komiksy Samojlika lubię, odkąd przypadkiem wpadł w moje ręce jeden z tomów „Sagi o ryjówkach”. Kiedyś wydawało mi się, że to nie prace dla mnie. Za proste, za dziecinne. Sztabko jednak okazało się, że się myliłem, jego prace okazały się wciągające, charakterystyczne, urocze, pełne ciekawych faktów, za których wiele mogło zaskoczyć nawet dorosłych i po prostu dobrze wykonane. A i nie brakowało w nich satyry czy puszczania oka do obeznanych z popkulturą odbiorców. Wspominam o tym wszystkim, bo właśnie dlatego, mimo aż nadmiernego podobieństwa do prac Samjlika, dałem temu albumowi szansę i…

 

Jak już wiecie, „Szerlok Worms” nie dorównuje pracom wspomnianego wyżej artysty. To bardziej dziecinna, mocno inspirowana jego pracami opowieść. Podobnie, jak u niego, odnosi się do popkultury i zaludniona jest zwierzęcymi bohaterami, ale trudno nie odnieść wrażenia, że próbuje kopiować to, co w Samojliku najlepsze. Z całkiem nienajgorszym skutkiem, bo album czyta się szybko, lekko i przyjemnie, ma udane momenty i niezły, chociaż wciąż to nie Samojlik. Dzieci jednak nie odczują tego w ten sposób i będą bawić się lepiej, niż dorośli czytelnicy.

 


Jeśli chodzi o rysunki, to w środku już nieco mniej przypominają prace Samojlika, niż na okładce. Tam, gdzie Samojlik serwował nam obłości, Auguścik dorzuca nieco więcej kantów. Kolor wewnątrz też jest o wiele prostszy, a ogół szaty bardziej skierowany do dzieci. Do tego mamy ładne wydanie, standard dla Egmontu, ale wart wspomnienia.

 

I chociaż rzecz nie ustrzeże się porównań do Samojlika, dzieciom śmiało można ją polecić. Nie przypadkiem zresztą zdobyła nagrodę w czwartej edycji „Konkursu imienia Janusza Christy na komiks dla dzieci”. I, kto wie, może dalsze tomy okażą się lepsze?

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze