Po latach nieobecności wczesnych powieści Joe Hilla
na polskim rynku, w końcu możemy cieszyć się ich wznowieniami. Zaczęło się od
nowych wydań „NOS4A2”, „Dziwnej pogody” i „Strażaka”, edytorsko i graficznie
ujednoliconych z najnowszym zbiorem opowiadań autora. Niedawno doczekaliśmy się
też reedycji jego debiutanckiego „Pudełka w kształcie serca”, a teraz, w końcu
– po niemal siedmiu latach – znów możemy cieszyć się zekranizowanymi „Rogami”.
I jest to kolejna świetna powieść, kryjącego się pod pseudonimem Joe Hill, syna
Stephena Kinga. Może i przewidywalna, ale nie zmienia to faktu, że nadal
naprawdę świetna.
Ig Perish stracił nad sobą kontrolę. Co się dziwić,
w rocznicę gwałtu i morderstwa na jego dziewczynie, o które oskarżano także
jego samego, na dodatek po pijaku, każdemu by puściły. Teraz Ig budzi się z
kacem i… Nie, głowa nie tylko go boli, ale i wyrastają z niej rogi. Co się
stało? Jakim cudem dostał czegoś takiego? Zamiast panikować, Ig szybko
przekonuje się, że dzięki temu, co wyrasta z jego czoła, nagle jest w stanie
poznawać prawdę o napotkanych ludziach. I to, najczęściej, prawdę niewygodną i
taką, której nie chcieliby nikomu pokazywać. To, co na pierwszy rzut wydawało
się przekleństwem, staje się błogosławieństwem, które może pomóc ustalić prawdę
o tym, co spotkało jego ukochaną rok temu i kto jest winny jej śmierci. Pozostaje
jednak pytanie, czy będzie gotowy na poznanie faktów i jaką cenę będzie musiał
za to zapłacić…
Moja przygoda z „Rogami” zaczęła się od filmu z
Danielem Radcliffe’em w roli głównej. Film kupił mnie czarnym humorem,
krwistością i klimatem rodem z kina lat 80. XX wieku, które w szczególności
uwielbiam, ale okazał się przewidywalną rozrywką (od razu odgadłem, kto zabił,
motywy dziewczyny głównego bohatera czy to, dlaczego na jego znajomego moc Iga
nie działa). Zawiodło też nieco zakończenie, które okazało się naciągane i
przesadzone. Ale nadal doskonale bawiłem się oglądając film i wiem, że jeszcze
nie raz do niego wrócę.
I wszystko to, co napisałem powyżej, mogę odnieść
też do książki. Owszem, „Rogi” Hilla są przewidywalne i momentami oczywiste, owszem,
finał, jak finały większości książek ojca pisarza, jest naciągany i nie do
końca spełniony. Ale jednocześnie jest to naprawdę znakomita lektura. Lektura
podana z humorem i lekkością, ale i odpowiednim klimatem, ciekawie pomyślana i
z dobrze ukazanym zapleczem obyczajowym. Bo w powieściach i opowiadaniach Kinga
to nie groza, a właśnie normalne życie i jego ukazanie zawsze należało do
najlepszych elementów i tak samo jest z procą Joego Hilla.
Oczywiście jest tu też drugie dno, choć znalezienia
jakiejś głębi, symbolika, satyra… Nie wszystko to jest spełnione, ale nadal
bardzo intrygujące i satysfakcjonujące. A „Rogi” same w sobie to kawał bardzo
dobrej rozrywki gatunkowej, ale gatunkowe schematy starającej się, jeśli nie
złamać, to trochę nagiąć, bawiącej się fantastyką, kryminałem, thrillerem,
czasem nawet sensacją czy urban fantasy, podlanej psychologiczną opowieścią o
ludziach, romansem, tragikomedią… Długo by wymieniać, ale po co. Lepiej przeczytać
i warto to zrobić, bo Hill, nawet na tym początkowym etapie swojej kariery,
wykazywał się pisarskim kunsztem, pomysłowością i jakością, jakiej próżno
szukać u większości współczesnych pisarzy. A co dalej? Zostaje tylko czekanie
na nowe książki autora oraz na zapowiedziane już wznowienie „Upiorów XX wieku”,
jego debiutanckiego zbioru opowiadań.
Dziękuję wydawnictwu Albatros
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz