W końcu doczekałem się kolejnego tomiku „Sagi
Winlandzkiej”, znakomitej serii mangowej, która chyba każdego potrafi porwać.
Bo ja osobiście nie przepadam za historycznymi opowieściami, nawet te komiksowe
rzadko kiedy potrafiły mnie porwać, a i to najczęściej, kiedy były przełamane czymś
więcej (jak najlepsze tomy „Thorgala”), a jednak ten cykl mnie wciągnął. I
wciąż robi wrażenie.
Na Thorfinna czeka kolejne wyzwanie. Tym razem ma
być nim dotarcie do Winlandii. Pytanie jednak czy pójdzie tą drogą, zostanie
jeszcze w Islandii, czy może wydarzy się coś, co pchnie go w zupełnie innym
kierunku?
Fani komiksów dzielą się na wiele kategorii. Są
tacy, którzy zachwycają się nawet największym gniotem od Marvela, podczas gdy
na najlepsze dzieła od DC nie chcą spojrzeć (albo na odwrót). Są też tacy,
którzy zakręceni są na superhero i w ogóle nie czytają nic innego. Często
zdarza się i tak, że ci, którzy mają się za fanów komiksów, mangi traktują jak
coś gorszego sortu, najwyraźniej nieświadomi ich jakości, nowatorskości czy
wykonania, którego najczęściej mogą im pozazdrościć serie wydawane na
zachodzie. Są jednak takie mangowe tytuły, które nawet takich przeciwników opowieści
graficznych z Kraju Kwitnącej Wiśni potrafią do siebie przekonać i „Saga
Winlandzka” jest jedną z nich.
Siłą tej mangi jest przede wszystkim jej realizm.
Dynamika, która potrafi porwać też nie jest bez znaczenia, niemniej to właśnie realistyczne
podejście – tak w warstwie fabularnej, jak i graficznej – stanowi największą
zaletę „Sagi Winlandzkiej”. Nie jest tu relacja historyczna, bo bliżej całości
do opowieści przygodowej czy nawet fantasy, ale jednak historyczna strona tej
serii jest bardzo istotna i zadowoli tych, którzy do tematu podchodzą w sposób
bardziej wymagają, bo znają go i oczekują przekazania pewnej prawdy czy wiedzy.
Cała reszta to jednak porywająca akcja, ciekawe
postacie, świetny klimat, sporo brutalności, ale też i wiele nastrojowych scen.
Są tu walki, jest szybkie tempo, dobra akcja, znakomicie nakreślone realia a
wreszcie także prawdziwa magia autorskiego talentu. A ten objawia się jeszcze
intensywniej w ilustracjach, które są dopracowane, pełne realizmu, detali i świętego
używania wszelkiej maści zabiegów, potęgujących odczucia.
W skrócie, dobra, dojrzała manga dla bardziej wymagających
czytelników. Wielki hit, ale też i znakomita opowieść jeśli chodzi o jej
jakość. Coś, od czego trudno się oderwać i do czego chce się wracać.
Dziękuję wydawnictwu Hanami za udostępnienie
egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz