USAGI W
DRODZE
Seria o „Usagim Yojimbo” powoli zbliża się do
końca. Owszem, nie będzie to koniec przygód naszego dzielnego samuraja, jednak
skończą się zbiorcze wydania, bo na razie zabraknie na nie materiału. I to
razem z dodatkowymi tomami, które też zostaną zebrane w te pokaźne tomiszcze.
Szkoda, bo chociaż seria ma swoje minusy, to kawał bardzo dobrej rozrywki,
którą znakomicie się czyta i warta jest poznania, czy lubicie podobne komiksy,
czy nie.
Losy Usagiego i inspektora Ishidy znów się przetną,
by obaj mogli wyjaśnić zagadkę podwójnego morderstwa oraz pewnego przeklętego
malowidła. Złodziejka Kitusne też pojawi się na drodze naszego długouchego
samuraja, a jakby tego było mało, także Chizu pojawi się po to, by wciągnąć go
w ich sprawy. Ale to sprawy wykraczające daleko poza pojmowanie Usagiego, bo mające
znaczenie dla całej Japonii! A to przecież jedynie fragment tego, co na niego
czeka.
Pisać, jaki jest „Usagi Yojimbo”, po dziesięciu
ponad pięćsetstronicowych tomach, chyba mija się z celem. Każdy, kto miał
przeczytać tę serię, już to zrobił i wyrobił sobie o niej zdanie, zwłaszcza, że
jest na polskim rynku już dwadzieścia lat, ale spróbujmy, by sprawiedliwości
stało się zadość. A zatem, jaki jest „Usagi Yojimbo Saga”? Nie ma co ukrywać,
że to seria specyficzna. Jej autor, urodzony zresztą w Japonii, choć wychowany
już w USA, pełnymi garściami czerpie z mangowej estetyki i bogactwa azjatyckich
legend oraz historii. Jego pochodzenie i wychowanie pozwoliło mu spojrzeć
na komiksy japońskie i amerykańskie z pewnego dystansu i stworzyć
coś, co bardziej przypomina hołd złożony mangom, niż cokolwiek innego. Nie będę
ukrywał – pisałem to zresztą nieraz – że gdyby to była opowieść graficzna z
Kraju Kwitnącej Wiśni, wyszłaby pewnie lepiej, ale i tak „Usagi” jest rzeczą
bardzo dobrą.
A jaki jest ten tom? Taki sam, jak poprzednie. Stan
Sakai z zadziwiającą konsekwencją, trzymając się jednego poziomu, snuje
rozległą sagę o podróżowaniu przez feudalną Japonię, walczeniu o sprawiedliwość
i szukaniu swojego miejsca. Odtwarza tu samurajskie legendy, bawi się
przypowieściami i plącze relacje, między bohaterami, którzy potrafią na łamy
serii powrócić po latach. Wszystko to ma swój niespieszny rytm, mimo
dynamicznych scen walki, jakiś spokój emanujący ze stron u niezaprzeczalny
urok, balansujący na krawędzi oddzielającej dziecinne opowieści i baśnie, od
legend i historycznych dzieł dla dorosłych.
Do tego mamy ujmujące w swej prostocie ilustracje,
interesujący klimat i świetne wydanie. Grube tomy w dobrej cenie stają się
ozdobą biblioteczki, kto szuka dobrego mangowego komiksu – ale nie mangi – albo
kto lubi azjatyckie legendy i samurajskie klimaty, niech sięgnie, to lektura
dla niego.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz