Zacznę może od tego, że nie spodziewałem się, iż
będzie to tytuł tak sympatyczny i udany. Okładka nie zwiastowała tego,
zapowiadała zabawę stricte dla dzieci – czym zresztą jest – prostą, kolorową i lekką.
Szybko jednak okazało się, że to jednocześnie tak przyjemnie oldschoolowy
propozycja, że nawet ze swoimi trzydziestoma kilkoma wiosnami na karku dałem
się jej uwieść i poczułem sporą dozę sentymentu.
Poznajcie dzielnego Kosmatka, stworzonko, które
żyje razem z rodzicami, codziennie z plecakiem wychodzi do szkoły… i pewnego
dnia trafia do pięknego ogrodu. Miejsce jak tak urokliwe, że trudno jest nie
zachwyć się nim. Ale dlaczego w takim razie jego mieszkańcy, tacy jak biedronka
czy ślimak, są w tak kiepskich humorach? Winna okazuje się osa, której żądło
stanowi spore zagrożenie. Nawet Kosmatek, mimo swej dzielności, czuje strach.
Razem z przyjaciółmi jednak łatwiej będzie mu uporać się z problemem. Ale żeby
to zrobić, najpierw musi zrozumieć przyczyny i wszystko, co się z tym wiąże…
„Dzielny Kosmatek” to komiks, który z miejsca wyda
się znajomy wszystkim czytelnikom mającym na swoim karku trzydzieści,
czterdzieści czy nawet więcej lat. Znajoma, bo na takich bajkach się
wychowaliśmy. Spójrzcie tylko na to, czy nie przypomina Wam licznych
animowanych seriali z lat Waszej (albo Waszych rodziców) młodości? Kolorowe
ilustracje, brak tekstu, urok, ukazanie akcji właściwie z jednej perspektywy /
ujęcia… Już przeglądając ten komiks czułem się, jakby oglądał „Bolka i Lolka”,
„Reksia” albo „Krecika”. Tutaj nawet samo poprowadzenie akcji i przesłanie
mocno przypominają mi tamte dzieła.
I to właśnie ma swój urok. Głównie dla czytelników
takich, jak ja, którzy wychowali się na powyższej klasyce, ale nie wątpię, że
nawet młodzi, do których kierowana jest seria, będą zadowoleni. Bo, jak na
opowieść dla dzieci przystało, całość jest lekka, prosta, ale i pouczająca.
Uczy nas o przyjaźni i jej wadze, o emocjach i lękach, a także o ich
pokonywaniu i radzeniu sobie z nimi. Nie ma tu nachalnego dydaktyzmu, jest za
to dużo uroku i magia, której tak często brakuje współczesnym dziełom skierowanym
do najmłodszych.
Najlepsza i tak pozostaje ta urocza szata graficzna.
Barwna, klasyczna, rzadko spotykana i z miejsca wpadająca w oko. Do tego mamy
też dobre wydanie w twardej oprawie, które wypada naprawdę znakomicie. Wszystko
to razem wzięte daje nam, jak już mówiłem, ujmującą i sympatyczną propozycję
dla dzieci. A niejeden dorosły, pokazując ją swoim dzieciom, sam chętnie sięgnie
i da się wciągnąć sentymentom.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz