Drugi z komiksów o dzielnym Kosmatku wydanych
jednocześnie na polskim rynku to rzecz równie dobra i ujmująca, co pierwszy z
nich. dzieciom oferuje sympatryczną rozrywkę z przesłaniem. Dla dorosłych zaś
ma – jeśli pamiętają takie dzieła, jak „Krecik” czy „Reksio” – sporo sentymentu,
który pozwoli im znów poczuć się, jak dzieci.
Dzielny Kosmatek powraca by przeżyć kolejne
przygody! Tym razem jednak trafia nie do ogrodu, a… dziwnego świata, który
składa się z klocków. I tu spotyka jego, superbohtera znanego jako Superak –
silnego, dużego, umięśnionego. Herosa, jak się patrzy! Tylko czy ten super
bohater jest taki super? Problemów do rozwiązania jest wiele, a on wydaje się
bardziej dbać o siebie i własny wizerunek, niż o sprawy innych. A nie tak
powinien zachowywać się ktoś taki! Tylko czy ktoś taki jak Kosmatek ma szansę pokazać
mu właściwy kierunek i to, co w życiu ważne?
Jak pisałem przy okazji omawiania poprzedniej
części tej serii, „Dzielny Kosmatek” to komiks, który z miejsca wyda się
znajomy wszystkim czytelnikom mającym na swoim karku trzydzieści, czterdzieści
czy nawet więcej lat. Znajoma, bo na takich bajkach się wychowaliśmy. Spójrzcie
tylko na to, czy nie przypomina Wam licznych animowanych seriali z lat Waszej
(albo Waszych rodziców) młodości? Kolorowe ilustracje, brak tekstu, urok,
ukazanie akcji właściwie z jednej perspektywy / ujęcia… Już przeglądając ten
komiks czułem się, jakby oglądał „Bolka i Lolka”, „Reksia” albo „Krecika”.
Tutaj nawet samo poprowadzenie akcji i przesłanie mocno przypominają mi tamte
dzieła.
I to właśnie ma swój urok. Głównie dla czytelników
takich, jak ja, którzy wychowali się na powyższej klasyce, ale nie wątpię, że
nawet młodzi, do których kierowana jest seria, będą zadowoleni. Bo, jak na
opowieść dla dzieci przystało, całość jest lekka, prosta, ale i pouczająca. W tym
tomie uczy nas o tym, co jest w życiu ważne, czy opinia i postrzeganie przez
innych rzeczywiście powinno mieć takie znaczenie i związanych z tym kwestiach.
Nie ma tu nachalnego dydaktyzmu, jest za to dużo uroku i magia, której tak
często brakuje współczesnym dziełom skierowanym do najmłodszych.
Najlepsza i tak pozostaje ta urocza szata graficzna.
Barwna, klasyczna, rzadko spotykana i z miejsca wpadająca w oko. Do tego mamy
też dobre wydanie w twardej oprawie, które wypada naprawdę znakomicie. Wszystko
to razem wzięte daje nam, jak już mówiłem, ujmującą i sympatyczną propozycję
dla dzieci. A niejeden dorosły, pokazując ją swoim dzieciom, sam chętnie sięgnie
i da się wciągnąć sentymentom.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz