Non Stop Comics ma w swojej ofercie wiele dobrych
serii. „Giant Days” to jedna z najstarszych z nich, bo wydawana od samego
początku istnienia wydawnictwa, a zarazem najlepsza z obecnej jego oferty. Bo
trudno nie dać się zachwycić szalonym przygodom grupki dziewczyn, które są tak
bardzo bliskie nam wszystkim, ich życiem, w którym dostrzegamy odbicie naszego
własnego i niezwykłej mieszance łączącej komedię, dramat obyczajowy,
fantastykę, romans, kryminał i grozę w jedną wyśmienitą całość. I ile w tym
wszystkim jest gracji, uroku, nonszalancji… a nawet czegoś ponad.
Wszystko zaczyna się zmieniać. Kończy się drugi rok
nauki Esther, Daisy i Susan i czeka je przygotowanie na trzeci. A trzeci niesie
kolejne zmiany, bo nasze dziewczyny po raz pierwszy będą musiały się rozstać!
Ale zanim to nastąpi, czeka na nie odkrycie tajemniczej przeszłości Eda, a
także wspólnie spędzone lato! Będzie się działo!
Uwielbiam tę serię, inaczej nie mogę powiedzieć.
Uwielbiam te dziewczyny, ich pokręcone żywoty i codzienność, w której jest tyle
szaleństwa i dziwactw, jak w dobrych sitcomach, które nie baczą na gatunkowe
przynależności. Bo z sitcomu jest tu sporo. Każdy epizod to samodzielna
humorystyczna opowiastka z życia dziewczyn, którą można czytać niezależnie, a
jednak wszystko to łączy się w jedną duża sagę o studenckich czasach. A
właściwie o czasach młodości, niechętnego wkraczania w dorosłe życie i
związanych z tym problemów.
Kto z nas tego nie pamięta? Kto nie pamięta
przyjaźni, które miały trwać na całe życie? Kto nie przeżył niespełnionych
miłości czy nie dostrzegał tych, które spełnione mogły być? Albo kto nie szukał
własnej drogi? To wszystko tu jest, przypomina nam o czasach, gdy żyliśmy
takimi rzeczami, a problemy bolały nas do żywego. Gdy wszystko było prostsze,
jeśli spojrzeć na to z perspektywy lat, a jednak wtedy tak skomplikowane, że
niemal niemożliwe do rozwikłania. John Allison doskonale to pamięta i uczynił
główną siłę napędową serii, dzięki czemu czytelnik tak mocno angażuje się w
lekturę.
Jednocześnie scenarzysta przełamuje to wszystko
humorem, akcją czy często jakże dziwnymi elementami, na pierwszy rzut oka niepasującymi
do „Giant Days”, a jednak doskonale w nie wpasowanymi. Dzięki temu całość
intryguje, wciąga, a przy okazji okazuje się często wypełniona satyrą. I mamy
jeszcze te bohaterki, takie ludzie, choć przerysowane, tak bliskie nam, bo ani niebędące
królowymi piękności, ani nieposiadające idealnych ciał. To zwykłe dziewczyny,
jakich wiele i za to właśnie się je uwielbia.
Dodajcie sobie do tego świetne ilustracje i
znakomite wydanie i nie wahajcie się tylko poznajcie całą serię. Jest tego
warta. I pewnie nie raz jeszcze do niej wrócicie.
Komentarze
Prześlij komentarz