Grombelardzka legenda, cz. I: Serce gór - Feliks W. Kres

ŁUCZNICZKA I SĘPY

 

Ta seria jest naprawdę świetna. Zaczęła się nieźle, zaskoczyła naprawdę dobrym drugim tomem, który ze względu na marynistyczne zacięcie mógł być lekturą całkowicie nie dla mnie, a teraz nie tylko podtrzymuje poziom, ale i staje się dokładnie takim fantasy, na jakie liczyłem: mniej epickie i dynamiczne, za to bardziej nastrojowe i skupione na bohaterach. A pod wieloma względami przypomina mi także świetną „Achaję”, co jest jak najbardziej in plus.

 

Główną bohaterką jest łuczniczka Kernira, która dostaje misję do wykonania. W trakcie wędrówki spotyka kolejne postacie, a także groźne sępy, walka z którymi stanie się nie lada wyzwaniem, mogącym kosztować utratę zmysłów lub życia. Co jeszcze na nią czeka? I czym skończy się jej przygoda, o ile o końcu w ogóle można tu mówić?

 

Ten tom „Księgi całości” nie jest do końca ani powieścią, ani zbiorem nowel, wyrosłym na gruncie wcześniejszych opowiadań autora. To coś pomiędzy, a zarazem i jedno i drugie. Powieść złożona z krótszych opowieści, których nie ma sensu czytać niezależnie od siebie. Ale powieść naprawdę znakomita, dobrze poprowadzona i napisana świetnym stylem. Nic dziwnego, że przyniosła Kresowi nagrodę czytelników legendarnego magazynu „Sfinks” dla Najlepszej Powieści Roku oraz nominację do Nagrody im. Janusza A. Zajdla w tej samej kategorii.

 

Oczywiście nie mogę powiedzieć, że wszystko wyszło idealnie. Poziom tekstów bywa różny, ale nigdy nie schodzi poniżej pewnych standardów. Bo Feliks W. Kres pisać potrafi i to widać. Język, jakim się posługuje, jest lekki, plastyczny i przyjemny w odbiorze. Czyta się to naprawdę przyjemnie, płynnie bym rzekł, ale nie brak też odpowiedniego ciężaru. To proza rzemieślnicza, trzeba mieć to na uwadze, ale jest to rzemieślnictwo naprawdę udane. Dość proste, ale nastrojowe, zapadające w pamięć i sprawiające, że czytelnik chce do niego wracać.

 


Poza tym to po prostu dobre, typowe heroic fantasy. W tej części nie ma tak epickiego rozmachu, jak w poprzednim tomie, ale i tak zabawa jest dobra, pełna przygód i niebezpieczeństw w towarzystwie prosto, ale skutecznie skrojonych postaci i potrafiąca zaintrygować. Jest tu coś z typowego questa, jest coś z horroru, jest też choćby erotyka. A wszystko to w książce, która wciąż stanowi jeden z bardziej udanych tworów rodzimej fantasy.

 

Jeśli podobały się Wam poprzednie tomy, po sięgnijcie koniecznie. Pierwsza część „Grombelardzkiej legendy” to naprawdę bardzo dobra, solidnych rozmiarów (prawie 600 stron) lektura warta polecenia miłośnikom gatunku. Do tego naprawdę wyśmienicie wydana z przykuwającymi wzrok okładkami i bardzo przyjemnie zilustrowana przez Przemysława Truścińskiego bardzo ładnie prezentuje się na półce, a to też nie jest bez znaczenia.

 

Dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze