Lato '84

LATA 80. WIECZNIE ŻYWE

 

„Lato ‘84” obejrzałem, bo trafiłem na opis porównujący produkcję do świetnego serialu „Stranger Things”. Spodziewałem się, że film może być niezły. Nie miałem jednak pojęcia, że będzie aż tak udany. Bo z jednej strony to piękny hołd dla kina lat 80. XX wieku, z drugiej sentymentalny ukłon w stronę najlepszych powieści Stephena Kinga. I, tak, jest tu też coś ze „Stranger Things”, przede wszystkim  jednak to, co odróżnia od niego „Lato ‘84”, to tak genialne uchwycenie klimatu tamtego okresu i filmów, które wówczas powstawały, jakie nie udało się twórcom wspomnianego serialu.

 

Cape May w stanie Oregon to typowa mieścina, gdzie nic nie powinno się dziać. Ale dzieje. Seria niewyjaśnionych zniknięć nastolatków ciągnie się tu od dekady, wszyscy podejrzewają, że winny jest seryjny morderca, ale nikt nie ma tropu. Do czasu.

Zafascynowany niezwykłymi zjawiskami i niewyjaśnionymi zbrodniami nastoletni Davey zaczyna podejrzewać, że zabójcą jest miejscowy policjant. Mężczyzna dziwnie się zachowuje, okna w jego piwnicy są zamalowane, kupuje duże ilości ziemi i chemikaliów, mających ukryć zapach zwłok, w jego domu znaleźć można rzeczy, które najwyraźniej należały do ofiar, a na dodatek chłopak jest pewien, że widział w oknie jednego z zaginionych. Ponieważ jednak nikt mu nie uwierzy bez dowodów, wraz z grupką kumpli zaczyna własne śledztwo, które może okazać się dla nich wszystkich śmiertelnie niebezpieczne…

 


Ten film wygląda i brzmi, jakby powstała w latach osiemdziesiątych i to najlepsza rekomendacja, jaką można mu wystawić. Zdjęcia, sposób kręcenia, oświetlenie, mrok, klimat – wszystko to wygląda, jak w przedostatniej dekadzie XX wieku. Nawet aktorzy, szczególnie ci dziecięcy, ubrani w genialnie dobrane pod względem epoki stroje (w „Stranger” trochę to szwankowało) , grają tak, jakby pochodzili z tamtej epoki. I jest ta genialna muzyka, żywcem zabrana z lat 80., działająca niczym wehikuł czasu dla sentymentalnych odbiorców wychowanych na takim kinie.

 


Ale jest też świetna fabuła. Prosta, oczywista, ale poprowadzona tak, że nie nudzi ani chwili, nie jest przeciągnięta, za to ma w sobie i urok opowieści o dojrzewaniu z nutą makabry (w stylu „Stań przy mnie” czy „To”), i napięcie, połączone z akcją. Dużo tu też umowności, dużo puszczania oka do widza, dużo odniesień i nawiązań. Mamy też po prostu konkretne genialne sceny, jak chociażby slow motion z drabinką na strych – w kinie brakowało czegoś takiego od dobrych trzech, czterech dekad. Dlatego tak świetnie ogląda się to wszystko. A niskie oceny niektórych krytyków? Chyba wynikają jedynie z braku ocenienia filmu z właściwego punktu odniesienia, czyli właśnie jako sentymentalnej laurki dla miłośników slasherów z przedostatniej dekady ubiegłego stulecia.

 

Kochacie horrory z tamtych lat? Zachwyciliście się „American Horror Story: 1984” albo „Stranger Things”? Sięgnijcie koniecznie. To kawał świetnego kina, doskonale wykonanego, na dodatek w sam raznna wakacje i potwierdzającego przy okazji, że nie trzeba mieć wielkiego budżetu („Lato ‘84” to w końcu film niezależny) by zrobić wielkie wrażenie.

Komentarze