Najnowsza seria od Waneko, „Shadows House: Dom
cieni”, to opowieść, która wypełnia lukę po niedawno zakończonym „The Promised
Neverland”. Jednocześnie to świetna propozycja dla miłośników połączenia uroku
i mroku w stylu niezapomnianego „Kuro”. Czyli znów czeka na nas solidna porcja świetnej
klimatycznej zabawy.
Istoty o czarnych ciałach. Miejsce za górami, za
lasami. I żywe lalki.
Ród Shadow to ród istot bez twarzy. Udając arystokratów,
postanawia posługiwać się tzw. żywymi lalkami, które mają służyć za ich
oblicza. Jedną z takich lalek jest należąca do panienki Kate Emiliko. Obie szybko
wikłają się w pełne tajemnic wydarzenia, gdy zaczynają odkrywać tajemnice
rezydencji, w jakiej żyją. Ale niektóre sekrety mogą okazać się bardzo niebezpieczne…
Somato, autor wspomnianej przeze mnie na początku
serii grozy o małej dziewczynce, „Kuro”, powraca z nową opowieścią. Tym razem dłuższą,
bo gdy piszę te słowa, w Japonii cykl liczy już sobie siedem tomów i wciąż
powstaje. I fakt ten cieszy, bo tak jak po „Kuro”, tak i po przeczytaniu tomu
pierwszego „Shadows House” pozostaje spore uczucie niedosytu, a że czekają na nas kolejne części, zabawa tak szybko się nie skończy.
Jeśli chodzi o fabułę, to mimo pozornej
odmienności, jest ona bliska temu, co znamy z poprzedniej pracy autora. Znów
mamy małą, niewinną dziewczynkę o uroczym wyglądzie, znów wiktoriańskie
klimaty, z bogatym starym domostwem, mnóstwem strojów pełnych detali i przepychu,
wreszcie też mrok i groza, bo o to przede wszystkim chodzi. W końcu to z
założenia horror z elementami fantastyki, dość oldschoolowej, ale bardzo przyjemnej.
Akcja? Ta akurat jest dość powolna, wydarzenia
następują po sobie niespiesznie, Leniewie wręcz, ale na nudę nie ma tu miejsca.
Bo „Shadows House: Dom cieni” to wręcz spokojny horror. To pozwala budować
zarówno klimat całości, jak i urok. Tego drugiego jest tu więcej, więc gdy mrok
wsącza się do tej codzienności, robi większe wrażenie. A wcale nie jest go
mało, bo Somato wie, że przede wszystkim opowieść grozy.
Wszystko to podkreśla wyśmienita szata graficzna.
Mamy tu zarówno urok, jak i mrok, świetne oddanie detali, genialnie uchwycone
tła, znakomita mimikę, genialne kolorowe sceny (szkoda, że całość nie jest w kolorze),
a także wydanie, które z miejsca wpada w oko. Po prostu świetny komiks, który
znakomicie się czyta i tak samo ogląda. Warto go poznać. I to jeszcze jak.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji
Komentarze
Prześlij komentarz