Na polski rynek wytrys… Znaczy na polskim rynku
pojawiła się właśnie kolejna jednotomówka od Waneko. Bardzo gorąca
jednotomówka, w sam raz na gorące dni, gdy pot spływa po zaczerwienionych
twarzach czytelników. Bo „Tysiąc słodkich kłamstw” to romantyczny erotyk,
miejscami mocno ocierający się o typowe hentai, który posiada pewną fabułę a
nawet humor, ale i tak wszystko to służy ukazaniu cielesnych interakcji między
bohaterami.
Akane Kinuta jest geeczką uwielbiającą mangi,
anime, gry i tym podobne. I jest też seks… sekretarką. By uniknąć prześnienia,
które kosztowałoby ją utratę zainteresowań, nasza bohaterka postanawia udawać,
że bierze ślub, co ma zatrzymać ją w obecnym miejscu pracy. Jej sekret odkrywa przystojny Kuroki i postanawia to
wykorzystać. Dosłownie. Chce bowiem, by Akane w zamian za jego udawanie jej
męża, zaczęła mu serwować to, co żona serwować powinna mężowi. W łóżku także. A
raczej przede wszystkim tam…
Bohater mangowej serii „Dziewczyna do wynajęcia”
(wbrew tytułowi jest to komedia romantyczna z niewielką dawką bardzo łagodnej erotyki)
dużo myśli o dziewczynach, sporo wyobraża sobie na ich temat i… dużo zużywa
przy tym chusteczek higienicznych. Wrażliwiec? Powiedzmy. „Tysiąc słodkich kłamstwa”
(wbrew tytułowi brzmiącemu jak typowy romans, to opowieść mocno erotyczna, niestroniąca
od niemalże pornograficznych detali) natomiast to rzecz, która niejednego
nastoletniego czytelnika skłoni do sięgnięcia po chusteczki właśnie. Bo taki
właśnie jest główny zamysł tego typu historii. By rozpalić. Podniecić. Nic
innego się nie liczy.
Ale może być przy okazji zabawnie czy ciekawie.
Historie stricte erotyczne to, nomen omen, nic czego bym pożądał. Jeśli sięgać
po coś, co po coś dobrego, a erotyki, jak typowe romanse czy typowa sensacja,
to historie, które nie mają do zaoferowania nic poza nagością i scenami seksu.
Dlatego jeśli czytam książki skupione na tej stronie ludzkiego życia, to jest
to proza gigantów pokroju Philipa Rotha (wybitne „Konające zwierzę”), Johna
Irvinga (wyśmienity „Hotel New Hampshire”) czy Palahniuka („Pełnia piękna”). W
przypadku „Tysiąca słodkich kłamstw” wielkości nie ma. Ale nie jest to też typowy
erotyk, w którym nie znajdziecie nic poza kopulacją (bo nie oszukujmy się, w
którym erotyku mamy namiętność, napięcie czy miłość? właśnie), bo oferuje nieco
ponad to wszystko. Choćby udaną fabułę, gdzie typowy geek śliniący się do
mangowych dziewczyn dostaje bohaterkę, która jeszcze bardziej trafia w jego
gust.
Ponieważ wszelkie opowieści erotyczne, od
majteczkowej panchiry, po pornograficzne hentajce, stoją (to wcale nie miało
zabrzmieć dwuznacznie) wizualną stroną, także i w tym przypadku mamy dobrze
narysowaną opowieść. Pełne podniecenia miny, pełne kształty, które niemal wyskakują
z kadrów, ciągnąca się wilgoć wylewająca się ze stron, odpowiednie ujęcia, duże
przywiązanie do detali czy scen seksu i wszelkiej maści pieszczot… Wszystko to
daje całkiem niezłą erotyczną przygodę. Lepszą od większości tego typu
historii, ale nieosiągającą poziomu mang Inio Asano, który niemalże
pornograficzne tematy wyniósł do rangi prawdziwej sztuki. Ot sympatyczna
lektura rozrywkowa dla tych, którzy chcą na czymś zawiesić oko i… Może na tym
poprzestańmy ;)
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz