Kolejna książka Cobena doczekała się ekranizacji i
z tej okazji na rynku pojawiło się też jej wznowienie. Dobrze się stało? Tak,
bo jak wszystkie powieści autora, tak i ta warta jest poznania. Wszystko pod
warunkiem, że lubicie taką literaturę i te klimaty i macie ochotę na dobrze
wykonaną, stricte rozrywkową lekturę z dreszczykiem.
Przed laty doszło do zbrodni. Zagracona i zamordowana
została dziewczyna. Podejrzany o tę zbrodnię był Ken, starszy brat chłopaka
ofiary. Problem w tym, że Ken zniknął bez śladu i chociaż szukało go FBI, nigdy
nie udało się go znaleźć.
Teraz jednak prawda o jego losie wychodzi na jaw,
gdy umierająca matka obu braci wyznaje młodszemu z dzieci, że Ken wciąż żyje.
Will, bo tak na imię ma brat podejrzanego o zbrodnię, postanawia odnaleźć Kena
i poznać prawdę. Ale kiedy znika jego obecna dziewczyna, zaczyna się walka z
czasem, która rodzi kolejne pytania. Czy uda się znaleźć na nie odpowiedzi?
Za każdym razem, kiedy mam okazję czy to
przeczytać, czy zrecenzować kolejną powieść Cobena, spoglądam na okładkę,
czytam opis i… zastanawiam się czy czytałem już to dzieło, czy nie. Słaba
pamięć? Nie do końca. Zbyt wiele lektur pochłoniętych w życiu? Już bardziej.
Ale wszystko sprowadza się do tego, że każda z powieści autora jest tak bardzo skrojona
według jednego schematu, że można się pomylić. I to bardzo. Minus? Zależy jak
na to patrzeć, bo jeśli lubicie prozę autora, chcecie kolejnych takich dzieł i
dokładnie to serwuje nam Coben. A nie jest jedynym autorem, który wciąż i wciąż
z uporem maniaka niemalże, powtarza te same schematy, odtwarza doskonale znane
elementy i kreuje postacie według tego samego wzoru.
Jaki jednak jest to schemat? Prosty: traktujący o
zniknięciach i zbrodniach / tajemnicach sprzed lat, które dopiero po długim
czasie zaczynają wychodzić na światło dzienne. Idealnie pasuje to i do tej
powieści, i każdej innej, jaka wyszła spod ręki Cobena. Ale tego właśnie
chcemy, jako jego fani i nigdy się nam to nie nudzi. Tym bardziej, że „Bez
pożegnania” to po prostu lekka i szybko poprowadzona opowieść, w której na muldę
nie ma miejsca, a treść pochłania się w zawrotnym tempie i z dużą
przyjemnością. Sporo jest tu także napięcia,
tajemnicy i całkiem udanej warstwy obyczajowej, bez której trudno byłoby nam
wczuć się w wydarzenia i losy bohaterów. A bohaterowie? Skrojeni są prosto,
zawsze w ten sam, sprawdzający się dobrze sposób. I chociaż nie ma tutaj
miejsca na większą głębię czy ambicje, powieść nie jest wcale pusta i – jak np.
horrory – stanowi przestrogę przed tym, co spotkać może każdego.
Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Może, że całość jest
poprowadzona w iście filmowym stylu, napisana językiem prostym, ale jednak
przyjemnym w odbiorze, pełnym dialogów, które pospieszają akcję i prostych
opisów, budujących mimo swego nieskomplikowania udany klimat. „Bez pożegnania”
to zatem po prostu dobry thriller, jakich Coben ma wiele, a jakich wśród
współczesnych przedstawicieli gatunku jest jednak niedobór.
Dziękuję wydawnictwu
Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz