Fibi i jednorożec #6: Magiczna burza – Dana Simpson

JEDNOROŻEC, DZIECI, GOBLINY I BURZA

 

Lubię komediowe paski prasowe, bo rzadko kiedy zawodzą. Kocham „Fistaszki” i „Garfielda”, świetnie bawiłem się czytając „Calvina i Hobbesa” czy „Gilberta”. Uwielbiam wiele serii tego typu, ale „Fibi i jednorożec” to cykl, który jedynie lubię. I to też bardziej momentami, bo wspomnianym powyżej klasykom nie dorasta do pięt. Nadal jednak – właśnie dla tych nielicznych przebłysków świetności – sięgam po całość. Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że to seria dla dzieci i jako taka sprawdza się lepiej, niż jako to, czym być powinna – czyli satyrą dla każdego.

 

Fibi i jej przyjaciółka, jednorożec Marigold, znów dokazują. Gdy nadchodzi tajemnicza burza i w mieście brakuje prądu, obie bohaterki postanawiają przyjrzeć się zjawisku i przekonać, co się za nim kryje. Bo chociaż wszyscy uważają, że nie dzieje się nic złego, Fibi i magiczny koń są zdania, że swoje ręce mogła tu maczać magia. Ale czy same zdołają radę rozwikłać tajemnicę? Być może, ale pomoc Maksa i Dakoty (a także goblinów) bynajmniej nie okaże się bez znaczenia. Ale czy to wystarczy? I co takiego odkryją?

 

Paski prasowe. Któż z nas ich nie zna. Najpopularniejsze są te komediowe, jak „Fistaszki” czy „Garfield”, ale przecież wiele wybitnych dzieł ukazywało się w takiej formie, że wspomnę choćby „Kajtka i Koka”, tytuł może i zabawny, ale przede wszystkim przygodowy. Siłą tego typu formy opowieści graficznych jest fakt, że najczęściej mamy tu do czynienia z tworami ponadczasowymi i ponad podziałami wiekowymi. Dzieci znajdą w tym sporo humoru i rozrywki, dorośli satyrę, prawdziwość i coś, co może ich zaboli trafnością, a może skłoni do zastanowienia. W „Fibi i jednorożcu” Dana Simpson zapomniała o tym kluczowym fakcie i postawiła na opowieść dla dzieci, która ma momenty przypominające o tym, ale zdarzają się rzadko. A z tomu na tom przepaść dzieląca ten cykl o klasyki prasowych pasków rośnie coraz bardziej.

 


Ale jako dzieło dla dzieci, całość sprawdza się nieźle. Bo jest prosta, bo posiada odpowiednie przesłanie, ma też sporo lekkości i cartoonową szatę graficzną, która wpada w oko młodych odbiorców. Starsi znajdą trud jednak mniej dla siebie. Owszem, są tu momenty trafione, sceny z rodzicami bohaterki czy spojrzenie na niektóre zjawiska współczesności, ale brak tu tej wszechstronności i prawdziwie szerokiej perspektywy twórczej, które sprawiały, że „Fistaszki” czy „Garfield” stawały się dziełami, w jakich każdy inteligentny odbiorca znajdował coś, co go zachwycało. Tu została rozrywka, choć na szczęście bez nadmiaru infantylności.

 


Jeśli więc szukacie czegoś stricte dla dzieci, nie będziecie zawiedzeni. To rozrywka prosta pod każdym i skierowana do młodych, z bohaterami, których trudno uznać za szczególnie grzecznych – a tym razem na dodatek krótkie formy zmieniły się w pełnoprawny album. Ładnie wydana może skusić niejednego młodego czytelnika, a jeśli tak się stanie i znajdzie tu coś dla siebie, może sięgnie po wspomniane już wyżej klasyczne tytuły, a wtedy lektura „Fibi i jednorożca” nie poszłaby na marne.

Komentarze