Hitman #5 – Garth Ennis, John McCrea, Doug Mahnke

LAST SHOT

 

I know you want to Hit That

I know you want to Hit That, Hit That

All the world is getting with I say

Consequences are a lot, but hey

That´s the way it

That´s the way things go

- The Offspring

 

Piąty i docelowo ostatni tom komiksów z serii „Hitman” to nie tylko dokończenie regularnego cyklu, zamkniętego na 60 zeszytach, ale też i kilka dodatkowych historii, w tym znana już na polskim rynku, dzięki wydaniu od Mandragory z 2005 roku, opowieść „Hitman/Lobo”. Co najważniejsze, to kawał naprawdę dobrego komiksu. Stricte rozrywkowego, ale oferującego rozrywkę na poziomie wyższym, niż w większości podobnych propozycji.

 

Tommy Mnaghan, płatny morderca z zasadami i supermocami, powraca by stanąć do walki, która może okazać się ostatnia w jego karierze. I nie tylko jego, bo kumple z baru Noonan’s też nie będą mieli łatwo. Gdy przeszłość upomina się o swoje, zginąć może każdy. A co będzie, gdy na horyzoncie pojawi się Lobo – kosmiczny łowca głów, który wymordował całą swoją rasę, by być jedynym w swoim rodzaju, a także zawsze wypełnia powierzone mu zadania – a także Liga Sprawiedliwości?

 

„Hitman” to seria, która z jednej strony stanowi typowe dzieło dla jego scenarzysty, Gartha Ennisa, z drugiej zaś zdecydowanie lżejsze, prostsze i nastawione bardziej na rozrywkę, niż najsłynniejsze tytuły, nad którymi pracował, jak choćby „Kaznodzieja”, „Hellblazer” czy „Pielgrzym”. W tych trzech (a także wielu innych) pozycjach Ennis serwował nam poważne, często ciężkie (w najlepszym tego słowa znaczeniu) fabuły, robiąc to z przesłaniem, mocno filozofując, analizując ludzką psychikę i naturę, i sytuację społeczną i polityczną. Do tego bawił się kulturą, nie tylko tą popularną, zjawiskami swoich czasów i stale powracającymi elementami, jak seksualne wypaczenia czy religia / wiara. „Hitman” zaś to opowieść akcji, komediowa zresztą, nastawiona na szybkie tempo, strzelaniny, pościgi itp.

 


To tyle, jeśli chodzi o różnice. A co z podobieństwami? Największą jest sam główny bohater, szemrany typ, którego nie da się do końca lubić. Czarny charakter, ale z zasadami, typowy twardziel otoczony kumplami, dla których (z wzajemnością) zrobiłby wszystko i kobietami, równie twardymi i sprawiającymi często wiele kłopotów. Takich kumpli i takie kobiety znamy z reszty twórczości Ennisa. Podobnie, jak czarny humor, brud, lejącą się krew i tematy takie, jak wojna czy demoniczne siły. Wszystko to łączy się z szybką akcją i ciekawymi pomysłami. Może nie zawsze idealnie spełnionymi – zeszyt z Lobo mógłby być o wiele lepszy, Ennis jednak od początku gloryfikuje swojego bohatera, Ważniaka spychając na dalszy plan i czyniąc z niego kolokwialnie mówiąc skończonego idiotę, co nie pasuje do tej postaci – ale i tak bardzo udaną, świetnie narysowaną (cartoonowy, mroczny i nieco wykrzywiony styl McCrei idealnie pasuje do całości) i dobrze wydaną. Warto ją poznać, warto wejść w ten świat i przeczytać to dzieło. Nie jest to drugi „Kaznodzieja” czy „Punisher Max”, jednak solidna dawka dobrej, męskiej zabawy, jakiej nie powstydziłoby się kino lat 80. i 90. XX wieku.

Komentarze