My Hero Academia: Akademia Bohaterów #29 - Kohei Horikoshi

HEROSI KONTRA TOMURA

 

Najnowszy tomik „My Hero Academii” to komiks z naprawdę świetną okładką – jedną z najlepszych w całej serii. To trzeba mu oddać. Ale świetny jest też sam środek. Może nie wybitny, bo w serii nie brak elementów, które można by dopracować, ale i tak bardzo udany, wciągający i sprawiający, że cykl ten z czystym sercem polecam wszystkim miłośnikom bitewniaków.

 

Czas na konfrontację, która będzie wymagała wszelkich dostępnych superboahterskich sił! Gdy Tomura się przebudza, zaczyna się walka, którą herosi będą musieli wygrać za wszelką cenę. Ale nawet mając po swojej stronie bohatera numer jeden, mogą nie być w stanie. Nic więc dziwnego, że do walki muszą włączyć się wszyscy, Bakugo i Midoriya także.

A na tym nie koniec. Gdy Gigantomachia zmierza w kierunku Jaku, wydaje się, że nic nie będzie w stanie go powstrzymać. Uczniowie U.A. nie zamierzają jednak siedzieć z założonymi rękami i gotowi są oddać zżycie, byle wypełnić swój obowiązek. Czy uda im się powstrzymać wroga?

 

„My Hero Academia”, jak pisałem już wielokrotnie, ale fakt ten wart jest podkreślania, to jeden z największych shounenowych hitów ostatnich lat. Na polskim rynku także, skoro obok głównej serii, która dobiła już niemal do trzydziestu tomików, mamy też cykl poboczny „Vigiliante”, liczący obecnie tomów jedenaście. Nic w tym jednak dziwnego, bo to naprawdę dobry shounen. Bardziej graficznie, bo tak świetne ilustracje nawet w ttym gatunku nie zdarzają się często, ale i fabularnie jest bardzo przyjemnie.

 

Minusy? No cóż, czasem autor daje elementy nieprzekonujące (jak rozpuszczający się w żołądku włos w pierwszym tomie), czasem za szybko prowadzi niektóre jakże znakomite wątki (głównie wątek ze złymi), a postacie w większości są dość płasko nakreślone, choć pozostają wyraziste. Ale to niewiele w stosunku do dobrego wykonania i wspomnianych znakomitych ilustracji, które jednocześnie potrafią zaserwować znakomitą dynamikę czy nastrojowe sceny.

 


Do tego seria oferuje nam mieszankę motywów, wątków i elementów z komiksów superhero i mangowych bitewniaków. Ale Horikoshi jednocześnie dodaje tu mnóstwo od siebie, a najważniejsze jest wymyślanie tych wszystkich, czasem naprawdę zaskakujących darów i ich zastosowań. Sednem serii pozostają jednak walki, ich widowiskowość i dynamika. A przy okazji w tym wypadku bardzo ważne stają się dialogi, których autor nam nie żałuje (a z którymi zdarza mu się przesadzać). Obok tego mamy humor, ładne i seksowne dziewczyny i sporo uroku.

 

Czy muszę dodawać coś jeszcze? Długość serii i jej popularność świadczą także o jej jakości. Jeśli więc lubicie bitewniaki, koniecznie powinniście poznać „My Hero Academia”.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostepnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze