KONIEC ‘ORYGINALNEJ PIĄTKI’
Brian Michael Bendis, zaczynając w roku 2012 serię
„All-New X-Men”, chcąc uczynić ją atrakcyjną dla nowych odbiorców, przeniósł z
przeszłości do teraźniejszości pierwszych pięciu uczniów Xaviera. Dzięki temu
prostemu zabiegowi czytelnik, który byłby tu zagubiony tak samo, jak oryginalni
X-Men, a poza tym całość oferowała wiele porywających implikacji i dużo zabawy motywami podróży w
czasie, które od wczesnych lat 80. stały się domeną tej serii. Problem pojawił
się wtedy, gdy Bendis zakończył serię i przestał pisać przygody Mutantów (a
wkrótce potem opuścił także Marvela), a ta stara ekipa została na łamach serii.
Przez lata nikt nie miał pojęcia, co z nimi zrobić, każdy unikał tematu,
oryginalna piątka zeszła na dalszy plan… A teraz w końcu nadszedł czas
opowiedzenia ich losów do końca i rozwiązania paradoksu, jaki ich obecność w
naszych czasach wywołała. A wszystko to w kolejnym dobrym, choć niepozbawionym
wtórności albumie, który warto jest poznać.
Jakiś czas temu, by naprawić rozdarte relacje
miedzy frakcjami Mutantów i przypomnieć im, kim kiedyś byli, Beast przeniósł z
przeszłości Marvel Girl, Cyclopsa, Icemana, Beasta i Angela. Ale ci zostali w
naszych czasach i… Właśnie, co z tego wyniknie?
Akcja albumy przenosi nas dwie dekady w przyszłość,
gdzie X-Men leżą zamordowani w ruinach miasta, a tajemnicza postać chce
naprawić coś, co schrzaniła. O co jednak chodzi i co to będzie oznaczać dla
naszych Mutantów?
Tymczasem w naszych czasach, Mutanci jak zwykle
zmagają się z problemami tolerancji. W ich życiu pojawia się dwójka ocalonych
dzieci, ale ich obecność staje ię początkiem bardzo dziwnego śledztwa. Jakby
tego było mało, Ahab atakuje naszych X-Men, a do tego pojawia się ktoś, kto
poluje na mutantów, przybywa kolejna strona konfliktu, a w mieszani w to
oryginalni X-Men będą musieli podjąć decyzje i działania, od których – po raz
kolejny – zależeć będzie cała przyszłość…
Ten kolejny mutancki event to, podobnie jak wydany
całkiem niedawno album „Phoenix”, rzecz wtórna, ale udana. Cóż, dzieło odkrywcze
nie jest, ale wszystko jest już odtwórstwem, a liczy się fakt, że mimo wszystko
mamy tu do czynienia z dobrym komiksem. Widowiskowym, epickim, pełnym akcji i
szybkiego tempa, na dodatek w całkiem wdzięczny sposób kończącym pewną erę
serii i trzymającą poziom jej ostatnich dokonań.
Jak na komiks superhero przystało, jest tu akcja,
jest szybkie tempo, jest trochę zaskoczeń, jest całkiem nie najgorszy pomysł…
Liczy się jednak przede wszystkim rozwiązanie wątku rozgrzebanego przez sześć
lat. Czy jest to rozwiązanie ostateczne, sami musicie się przekonać, ale jeśli lubicie
X-Men, na pewno nie pożałujecie. Szczególnie, gdy dobrze bawiliście na takich
opowieściach, jak „Dzieci atomu”, do których „X-terminacji” najbliżej.
Także graficznie, bo ta strona komiksu, utrzymaną w
stylu, do jakiego przyzwyczaiła nas seria „All-New X-Men”, wpada w oko i
naprawdę dobrze wygląda. I chociaż nie jest to wielkie dzieło, w przyjemny
sposób przypomina o czasach, gdy seria była tak świetnie prowadzona przez
Bendisa i dostarcza naprawdę dobrej rozrywki. I o to właśnie chodzi.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz