Są komiksy, których publikacja mało kogo cieszy, są
też dzieła zupełnie obojętne i są te, które naprawdę cieszą. Są też takie, na
które czeka się z autentyczną niecierpliwością. A „Arab przyszłości” należy
właśnie do tych ostatnich. I chociaż ten tom jest dwukrotnie grubszy od swoich
poprzedników, po lekturze pozostaje uczucie niedosytu i żal, że na kolejną
część trzeba będzie czekać. Ale czekać będzie, jak zawsze, warto.
Przełom lat 80. i 90. XX wieku. Sytuacja w życiu
Riada, który osiągnął już wiek nastoletni, nigdy nie była prosta, ale teraz
komplikuje się coraz bardziej. Gdy jego ojciec wyjeżdża do pracy w Arabii
Saudyjskiej, nikt nie ma pojęcia, że wróci odmieniony. Pielgrzymka do Mekki pogłębia
jego wiarę do tego stopnia, że mężczyzna staje się niemal fanatykiem. Kryzys w
małżeństwie, który znaczył związek od pewnego już czasu, powraca, a Clementine,
matka Riada, postanawia w końcu wyjechać, zostawiając i męża, i świat, który
nie pozbawia ją wszelkich praw. Jednak wkrótce mężczyzna wraca, szykując dla
rodziny kolejną podróż, mogącą wszystko zmienić. Pytanie jednak czy na lepsze,
czy też może na gorsze…
„Arab przyszłości” to seria, która chyba nikogo nie
pozostawi obojętnym wobec tego, co dzieje się na jej stronach. Bo to nie opowieść
o wielkich sprawach, wielkiej polityce czy istotnych wydarzeniach
historycznych, chociaż wszystko to przewija się w tle, a ludziach. Ludziach
wyrwanych ze swojego świata i zmuszonych żyć w rzeczywistości dla nich obcej i
nieprzyjaznej. Fakt, że główny bohater, tak samo jak jego matka, nie pochodzą z
krajów arabskich, sprawia, że wszystko, co dzieje się w komiksie staje się
bliższe nam, bo oglądane oczami ludzi, którzy tak samo niewiele rozumieją z
wielu rzeczy i nie potrafią odnaleźć się w tym, co ich spotyka.
Ale i nie brak tutaj także elementów bardziej
uniwersalnych, zarówno życiowo (wątek miłosny jest jednym z najciekawszych w
tym albumie), jak i popkulturowo (wkraczamy w lata 90, pełne fascynacji
gwiazdami kina i mangowymi klimatami). Oprócz tego mamy tutaj humor i nawet
jeśli jest to humor często czarny, nadal potrafi wywołać uśmiech. A obok
uśmiechu jest gorycz, jest pewne poczucie zagrożenia i obcość i dużo rzeczy, które
potrafią przerazić. I właśnie ten natłok emocji, w połączeniu z rzeczami, które
są nam dobrze znane, sprawia, że „Araba przyszłości” tak dobrze się czyta, a co
ważniejsze odczuwa. I nie czuje się nadmiaru wszystkich tych uczuć, zarówno
dzięki umiejętnemu przedstawieniu treści, jak i temu, że to przecież historia
oparta na faktach, wspomnienie, które robi tym większe wrażenie, że podane jest
z pierwszej ręki.
Graficznie „Arab przyszłości” to rzecz kojarząca
się z humorystycznymi komiksami europejskimi, czasami ocierająca się o
cartoonową kreskę niby kultowych „The Simpsons”. A jednak prostota ta, jakże
udana i klimatyczna, ma wielką siłę wymowy. Doskonale współgra także z humorem
całości, potrafiąc przy tym wywołać całą falę emocji, kiedy tylko zajdzie taka
potrzeba. W skrócie: naprawdę świetny komiks, jeden z najlepszych w swojej kategorii
– a dla mnie prywatnie najlepszy traktujący o życiu na Bliskich Wschodzie.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz