This is
the house
Come on
in
This is
the house
Built on
sin
This is
the house
Nobody
lives
This is
the house
You get
what you give
- Rob Zombie
Graham Masterton to zdecydowanie jeden z
najbardziej płodnych pisarzy – nie tylko jeśli chodzi o literaturę grozy. Co
ważniejsze jednak jest jednym z najlepszych w swoim gatunku. A jego najnowsza
powieść to kawał naprawdę świetnej lektury, godnej polecenia każdemu
miłośnikowi książek z dreszczykiem.
Są miejsca, w których lepiej nie zamieszkiwać.
Zresztą niewielu ludzi chciałoby się tam znaleźć. są jednak tacy, którzy bez
wahania wprowadzają się do domów takich, jak Allhallows Hall. A kiedy odchodzą
z tego świata…
W takiej sytuacji znajdują się dzieci właściciela
ponurej rezydencji, które zjawiają się w domu zmarłego, gdzie nikt z nich nie
chciałby się znaleźć. Nie chcą tu być, chcą tylko zakończyć sprawy spadkowe –
tym bardziej, że relacje rodzinne nie prezentowały się u nich najlepiej – ale
to miejsce ma wobec nich własne plany. Czy ktokolwiek wyjdzie stąd żywy? I co
tu właściwie się dzieje?
Moja ulubiona powieść Mastertona, a zarazem
pierwsza jego autorstwa, jaką przeczytałem, to bez dwóch zdań „Drapieżcy”,
dzieło pełnymi garściami, bez ogródek czerpiące z prozy i postaci Lovecrafta,
ale jakże klimatyczne i nastrojowe. Urzekało mrokiem i tajemnicą, pozostając
jednocześnie opowieścią brutalną, dobrze pomyślaną i znakomitą także pod
względem fantastycznych elementów. Co ciekawe, jako jedna z naprawdę
nielicznych nie zawodziła zakończeniem. Ponieważ była to powieść tak czy
inaczej o nawiedzonym domu (kto powiedział, że tylko duchy muszą nawiedzać
takie miejsca?), do dziś stanowi dla mnie swoistą miarę, do której przykładam
kolejne podobne dzieła. I siłą rzeczy przyłożyłem do niej też „Dom stu
szeptów”. Jak wypadł?
Cóż, na pewno nie rozbił takiego wrażenia, jak
„Drapieżcy”, ale nadal to naprawdę świetna książka. Tym razem bardziej
klasycznie podchodząca do tematu, ale bardzo satysfakcjonująca, nastrojowa,
oferująca świetny klimat i świetną akcję. Jest tu bowiem wszystko to, czego od
gatunku możecie wymagać, na dodatek naprawdę świetnie napisane. Masterton nie
przynudza, swoją prozę podaje stylem lekkim, ale bardzo treściwym i literacko
krwistym, a na dodatek nie żałuje nam napięcia. Dzięki temu „Dom stu szeptów”
to kolejna udana i warta poznania powieść z jego dorobku. Coś, co świetnie się
czyta – właściwie te trzysta pięćdziesiąt stron pochłania się niemal jednym
tchem – i doskonale nadaje się na ponure jesienne popołudnia.
Dziękuję wydawnictwu
Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz