Uwielbiam tę serię. Co z tego, że nie jest to
wybitna i wymagająca opowieść, a jedynie dość typowa komedia romantyczna z
męskim zacięciem, a zatem erotyką i niewybrednymi czasem żartami, skoro zabawa,
jaką oferuje jest tak znakomita? Właśnie. Więc jeśli macie romantyczną duszę,
sięgnijcie koniecznie, bo „Dziewczyna do wynajęcia” to tytuł, który powinniście
poznać.
Mizuhara zrobiła wiele dla Kazuyi. On dla niej zresztą
też – często o wiele bardziej bezwarunkowo, niż ona. Teraz nadszedł czas by
pomógł jej koleżance z pracy, bardzo wstydliwej i nieśmiałej dziewczynie do
wynajęcia, która nie umie się przełamać. Wszystko wydaje się iść dobrze, dopóki
na scenie nie pojawia się… Mami!
Romantykiem jestem właściwie odkąd tylko pamiętam –
miłość była, jest i pozostanie dla mnie najważniejsza. Nic więc zatem dziwnego,
że od najwcześniejszych lat lubiłem opowieści o miłości (tak mi lubiłem
horrory). Nie „Harlequiny”, zawsze miałem jakieś standardy i oczekiwania.
Dlatego też, chociaż uwielbiałem komiksy, żałowałem braku naprawdę dobrych
historii o miłości. Ale to zmieniło się z czasem dzięki mangom właśnie, a
pierwszą, która naprawdę zachwyciła mnie na tym polu, była „Video Girl Ai”.
Potem przez lata dałem się urzec wielu tytułom, od „Bakumana” zaczynając, na
„Teorii miłości kończąc”. A „Dziewczyna do wynajęcia” to kolejny z nich i
opowieść, która mnie uwiodła, wciągnęła i wywołała wiele emocji i z tomu na tom
bawię się coraz lepiej.
Jeśli miałbym jakoś podsumować tę opowieść,
zacytowałbym tu tytuł jednej z komedii romantycznych, które lubię, chociaż
trudno ją nazwać ambitnym kinem – „Męska rzecz”. Bo „Dziewczyna do wynajęcia”
(swoją droga od „Męskiej rzeczy” lepsza) to zabawny romans, ale zabawny romans
dla facetów. Główny bohater to niepozorny chłopak, prostoduszny i poczciwy, z
sercem po właściwiej stronie, piękne, seksowne dziewczyny w jego otoczeni w tym
ta jedna, którą chciałby zdobyć, ale… Do tego znajomi i koledzy, różne problemy
życiowe, krępująco-zabawne sytuacje i dużo uczuć. Bo przecież na uczuciach
oparte są takie serie i na nie najbardziej liczą czytelnicy. Najważniejsze jednak
jest to, by je czuć, a ja w przypadku tej serii czuję.
Czytając „Dziewczynę do wynajęcia” śmieję się,
kibicuję bohaterom, czekam na kolejne sytuacje, w których podzielę z nimi
krępację czy romantyczne uniesienia i chcę więcej. A seria mi to daje, plącząc
się coraz bardziej, bo w miłości, nie tylko jak na wojnie, ale i jak w życiu,
zbyt łatwo i dobrze być nie może. I intryguje kolejnymi postaciami tego
dramatu, pojawiającymi się na scenie, a jakby tego było mało daję się uwieść
szacie graficznej, bo jest naprawdę świetna, w swojej prostocie i dopracowaniu,
które z miejsca wpadają w oko.
I nic więcej dodawać już nie będę, bo nie trzeba. Powiem
tylko, że polecam, bo „Dziewczyna do wynajęcia” to seria, która wciąga,
ciekawi, ale którą przede wszystkim się czuje. I chce odczuwać bardziej.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz