Guy Delisle najbardziej znany jest ze swoich
komiksowych relacji z podróży do niegościnnych, obcych mu kulturowo krajów. Ale
oprócz nich tworzył też zarówno biografie innych osób (znakomity „Zakładnik”)
czy humorystyczne relacje z bycia rodzicem. Teraz zaś oddaje w nasze ręce
kolejny element swojej autobiografii, skupiony tym razem na wkraczaniu w
dorosłe życie i podejmowaniu pierwszych zajęć, jakich się miał w nim imać. A
wszystko to albumie, który bawi, intryguje i skłania do zadumy.
Guy Delisle ma szesnaście lat, kiedy postanawia
zatrudnić się w fabryce celulozy i papieru, żeby zarobić na naukę. To tylko
letnia praca, powtarzana co roku przez trzy lata, ale jednocześnie staje się
także swoistym wkroczeniem w dorosłość. Jakie nauki z tego okresu wyniesie
Delisle? I co poza pracą czeka tu na niego?
Większość z komiksów Guya Delisle’a w ten czy inny
sposób była dziełami autobiograficznymi. Bo nawet jeśli zabierał nas do innych
krajów, robił to w formie wspominek o własnych tam przygodach, ukazując nam
swoje życie i co doprowadziło go w te czy inne miejsce, a co za tym idzie,
także to, co się z tym wszystkim prywatnie wiązało. Bardziej osobistym, choć
jednocześnie sprawiającym wrażenie zdecydowanie mniej autobiograficznego, ze
względu na natłok dowcipów i satyry, było „Vademecum złego ojca”. Za to
„Kroniki z młodości” to i dzieło autobiograficzne, i osobiste – i, jak zawsze u
Delisle’a, po prostu znakomite.
Tak, jak w jego travelogach życie autora poznawaliśmy
poprzez podróże, tak tutaj robimy to poprzez jego pracę. Wątki osobiste
tradycyjnie schodzą więc na dalszy plan, jednak tym razem wydają się
intensywniejsze i stanowią zdecydowanie najciekawszy element albumu. W
szczególności zaś wybija się jeden element opowieść – część o koleżance. I
takie rzeczy właśnie sprawiają, że „Kroniki z młodości” stają się jednym z najlepszych
komiksów Delisle’a. A na pewno jednym z najbliższych każdemu czytelnikowi. Bo
relacje z podróży, jakkolwiek uniwersalnych tematów by nie podejmowały, same w
sobie nie są tak uniwersalne, jak opowieść o pierwszej prace, zauroczeniach i
dorastaniu do dorosłości.
A wszystko to jest po prostu znakomicie w swej
prostocie zilustrowane. Strona graficzna albumu jest – jak zawsze zresztą – tak
nieskomplikowana, jak to tylko możliwe. Autor nie zamierza pieczołowicie
oddawać wszystkiego, choć jednocześnie robi to tej cartoonowości. A dzięki
talentowi, udaje mu się uchwycić sedno tego, co przedstawia, a jego kreska po
prostu urzeka i buduje też odpowiedni klimat. co w połączeniu ze znakomitą
treścią daje nam naprawdę świetny komiks dla czytelników ceniących dobre,
znajdujące się blisko życia i problemów opowieści graficzne z ambicjami.
Dziękuję wydawnictwu
Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz