Chociaż z dwóch wydanych właśnie na polskim rynku
albumów z Mikim to „Horrorfikland” jest mi bliższy, nie mogę jednak powiedzieć,
by „Miki i kraina Pradawnych” był komiksem słabszym. Wręcz przeciwnie,
rysunkowo jest równie dobry, co konkurent, za to fabularnie wypada jeszcze
ciekawiej. A całość ma w sobie tyle uroku, że nie sposób jest nie polecić
albumu każdemu, kto lubi familijną fantastykę.
Witajcie w podniebnym świecie. Tutaj żyć da się
jedynie na latających wyspach, problem z tym miejscem jest jednak taki, że ich
władcą jest Fantomen – postać okrutna i rządząca silną ręką. Z jego działaniami
nie zgadza się wielu, pojawiają się buntownicy… I tu na scenę wkracza Miki,
cichy, spokojny rzemieślnik, który nie chce mieć nic do czynienia z wielkimi
wydarzeniami, ale trafia między młot a kowadło, bo będzie musiał opowiedzieć
się po którejś ze stron. Ale być może istnieje też trzecie wyjście… I tak oto
Miki, wraz z Minnie i Goofym, wyrusza na poszukiwania legendarnego kontynentu Pradawnych.
Ale, jak to w takich przypadkach bywa, zanim – o ile w ogóle – uda im się osiągnąć
cel, czeka ich wiele przygód, zagrożeń do pokonania i wrogów, którym będą
musieli stawić czoła…
„Miki i kraina Pradawnych” to nie pierwsze ani
ostatnie wkroczenie czołowej disnejowskiej myszy na tereny fantasy. Każdy, kto
w miarę regularnie czyta komiksy z tym bohaterem wie, że – tak, jak i np.
Donaldowi – zdarza mu się zabłądzić do fantastycznych krain, czasami nawet w parodiach
znanych dzieł gatunku, jak np. prozy Tolkiena. Czym różni się od nich ta
konkretna? Na pewno nie tematem, bo fabuła jest tu na wskroś klasyczna, ale
wykonaniem już tak. Co się jednak dziwić, skoro za album wzięli się Denis-Pierre
Filippi i Silvio Camboni, autorzy rozmiłowani w fantasy i zarazem twórcy takich
hitów, jak choćby „Niezwykła podróż”.
I ich gatunkowe doświadczenia widać w tej
opowieści. Opowieści skrojonych według wzorców i schematów, ale zrobionej z
miłości do fantasy i zaserwowanej nam niemalże z czułością. Trudno nie dać się
uwieść tej historii. Niby to prosta opowiastka, niby to wszystko już było po
wielokroć, ale co z tego, skoro jest urocza i ujmująca. I oferuje wszystko to,
co od dobrego fantasy oczekujemy, ujęte w familijne ramy. Są więc i przygody, i
popisy wyobraźni, i pochwała konkretnych rzeczy czy zachowań… Długo można by
wymieniać.
Jest też świetne wykonanie, które gwarantuje bardzo
przyjemne doznania wzrokowe. Proste, ale dopracowane ilustracje, znakomity
kolor, a wreszcie rewelacyjne wydanie składają się na album wart poznania. Tak
samo, jak i towarzyszący mu „Horrofikland”, chociaż oba są od siebie niezależne
i nie trzeba absolutnie nic wiedzieć, by sięgnąć po dowolny z nich. Jeśli więc
szukacie dobrej fantastyki dla całej rodziny, sięgnijcie koniecznie. Oby
kolejne albumy z serii utrzymały ten poziom.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostepnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz