Starszy pan i kot #1 - Umi Sakurai

Z KOTEM PRZEZ ŻYCIE

 

Ze wszystkim wrześniowych nowości to właśnie na „Starszy pan i kot” najbardziej ostrzyłem sobie nomen omen pazury. Komedia, z emocjonalnym zacięciem, urocza szata graficzna, do tego sama tematyka – jestem fanem „Garfielda”, lata temu zaczytywałem się mangą „Cześć, Michael!”, uwielbiam też „Chi's Sweet Home” (niech ktoś to wyda po polsku!), a i nie stronię od opowieści typu „Kasia i kot”. Jak tu nie dać się skusić? Więc skusiłem się i śmiało mogę powiedzieć, że było warto i to jeszcze jak!

 

Zwierzęta w sklepie zoologicznym są jak dzieci w domu dziecka – każde chciałoby znaleźć nowy dom. W takiej sytuacji jest pewien kot, brzydki i gruby, którego nikt nie chce kupić. Jego cena maleje i maleje, jednak klienci nie za bardzo interesują się stworzenie. I wtedy, gdy wydaje się, że ten stan rzeczy nigdy więcej się nie zmieni, zjawia się pewien starszy pan, który przygarnia czworonoga i tak zaczyna się ich wspólne życie. Ale jak będzie ono wyglądało?

 

Nie uważam siebie za miłośnika kotów, chociaż sam posiadam jednego i wolę te zwierzęta od psów, ale na pewno jestem miłośnikiem uroczych opowieści. Tu muszę doprecyzować, że trudno mnie nazwać fanem opowieści o sympatycznych zwierzątkach i ich właścicielach. Jeszcze „Ratować orkę” obejrzę, dobrze bawię się przy „Sekretnym życiu zwierząt domowych” (ale tylko przy dwójce) i niewiele poza tym. Ale niejedna manga ze zwierzęcymi bohaterami mnie kupiła, jak i kupiła mnie niejedna opowieść w stylu „Garfielda”. A teraz do tego grona dołącza „Starszy pan i kot”.

 

Manga ta to zbiór krótkich historii z życia tytułowych bohaterów. Można wręcz powiedzieć, że to skecze, ukazujące nam śmieszne czy wzruszające momenty. Wiele w tym uroku, wiele emocji, choć na pierwszy rzut oka można uznać, że to tylko niezobowiązująca komedyjka i wiele też prawdziwości. Poza tym to ciepła, sympatyczna opowieść, może ku pokrzepieniu serc, szczególnie tych w podobnym wieku co bohater, zmagających się z jakąś formą samotności. I coś do rozerwania się, ale w sposób wcale nie pusty ani tym bardziej bezrefleksyjny.

 


Ilustracje? Są takie same, jak treść. Z jednej strony sporo w nich realizmu – głównie w prezentacji „starszego pana” i świata – z drugiej, całe mnóstwo tu cartoonowej prostoty, ekspresyjnej mimiki i deformacji, które podkreślają zarówno humorystyczny, jak i emocjonalny aspekt opowieści. Do tego mamy świetne wydanie, z sympatycznymi kolorowymi stronami na początku i końcu tomiku. Brzmi dobrze, prawda?

 

I dobrze jest. Nawet bardzo. Dlatego polecam serię Waszej uwadze. Jeśli lubicie dobre, niegłupie komedie, które rozczulą Was i rozbawią i dostarczą przyjemnej rozrywki, bierzcie w ciemno. Naprawdę warto.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze