Thor #1: Thor odrodzony – Jason Aaron, Mike del Mundo, Christian Ward

THOR POWRACA

 

Chociaż wszyscy zachwycali się „Thorem” Jasona Aarona, to jednak mnie osobiście kupiły dopiero przygody Gromowładnej, które tworzył. Teraz, po zakończeniu opowieści o Jane jako Thor, scenarzysta wraca do postaci Odinsona. I chociaż nie jest to już tak znakomita seria, jak wtedy, gdy młot dzierżyła jego żeńska odpowiedniczka, nadal to kawał udanego komiksu rozrywkowego, który poznać powinni miłośnicy postaci i ci, którzy od czegoś chcieliby zacząć przygodę z serią, a album wpadł im w oko.

 

Był niegodny, zastąpiła go kobieta, a teraz powraca! I to jako Gromowładny. Ale jeśli myślał, że starcie z Mangogiem było problemem, będzie musiał zweryfikować swoje poglądy. Sytuacja jest ciężka, Asgardia obrócona została w ruinę, Mjolnira już nie ma, a Malekith Przeklęty kontynuuje swój podbój kolejnych królestw, zostawiając za sobą szlak z ciał. Thor musi stanąć z nim i jego poplecznikami do walki o krainę umarłych. Ale, o dziwo, to nie on może okazać się decydujący w rym starciu!

 

„Thor” od Marvel Fresh, jak wszystkie komiksy z tej linii wydawniczej, to opowieść wracająca do korzeni i mająca za zadanie skusić nowych odbiorców. I jest to rzeczywiście nowy początek. Wciąż jednak należy pamiętać, że jesteśmy w samym środku wielkiej opowieści, krok po kroku zbliżającej nas do wielkiego eventu, więc siłą rzeczy akcja mocno związana jest z tym, co już było i co dopiero nadejdzie. Owszem, nadal nowi czytelnicy mogą zacząć swoją przygodę z opowieścią w tym miejscu (choć radziłbym jednak zacząć od przygód Thor Gromowładnej) i cieszyć się dobrą zabawą, chociaż jednocześnie należy pamiętać, że to jedynie kolejny rozdział większej całości.

 

Trak czy inaczej jednak, „Thor odrodzony” jest udanym komiksem superhero. Dużo akcji, szybkie tempo, brak miejsca na nudę i niezła treść, gwarantują dobrą rozrywkę typową dla supehero. Jak na Jasona Aarona przystało, nie ma tu większej głębi czy psychologicznie frapujących postaci. Przesłanie? Drugi dno? Jego to nie interesuje – jak i nie interesuje większości czytelników – chce dostarczyć dobrej, niewymagającej rozrywki i dokładnie to robi. Bywa, że zabawa jest nieco bardziej epicka, czasem pojawia się humor, a ogół jest po prostu udany.

 


Żal mi jednak zmiany rysownika. Świetne prace poprzednich artystów zostały zastąpione przez grafiki Mike’a Del Mundo, który co prawda potrafi zaserwować nastrojowe ilustracje, ale jego malowane plansze jakoś nie do końca do mnie trafiają. Tragedii tutaj nie ma, ale jednak na tle posługujących się podobnymi technikami tworów takich, jak Simon Bisley, wypadają dość blado.

 

Nie zmienia to jednak faktu, że nowy „Thor” jest udany. Bardziej dla fanów i jako kontynuacja, chociaż i cele Marvel Fresh spełnia całkiem nieźle. I nic więcej chyba nie trzeba.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze