Ten tom „Koła czasu” uważany jest za jeden z
najlepszych w serii i nie przypadkiem. Bo chociaż seria ta od samego początku
jest nie tylko epicka, ale i bardzo udana, nawet jeśli w pierwszym tomie mocno
tolkienowska w swym wykonaniu, tu rzeczywiście wspina się na swoje wyżyny. A
dzięki temu w ręce czytelników trafia tysiąc trzysta stron wyśmienitej fantasy,
którą absolutnie warto – i trzeba – jest poznać.
Przygotujcie się na Ostatnią Bitwę! Gdy zło rośnie
w siłę, Rand al’Thor, mimo trudności, stara się zjednoczyć narody, zanim
nadejdzie moment starcia. Biała Wieża ma jednak co do niego własne plany. A na
tym tle dzieje się wiele wydarzeń, które będą miały kluczowe znaczenia dla
tego, co nadciąga…
Ta saga jest epicka i to jeszcze jak. To już szósty
tom, przed nami jeszcze osiem, a z tych sześciu wydanych najmniej imponują
objętościowo miał niespełna osiemset stron. A te bardziej rozbudowane, sporo
przekraczają tysiąc i nie są to bynajmniej pojedyncze przypadki. Po tym widać
więc, jak rozległe, rozbudowane i imponujące rozmachem jest to dzieło. Epickie,
jak się patrzy od samego początku, jednak ten tom pokazuje, że autor cyklu,
Robert Jordan, wcale nie powiedział w temacie ostatniego słowa. „Triumf chaosu”
bowiem serwuje nam naprawdę imponującą walkę, uważaną za najlepszą w cyklu i
chociaż nie wszystko wyszło tu tak idealnie, jakby mogło, zabawa jest przednia.
Owszem, trzeba jednak być czytelnikiem nawykłym do
czegoś innego, niż tylko łatwo przyswajalna literatura rozrywkowa. Akcja
powieści rozwija się bowiem powoli, leniwie wręcz. Autor rozpływa się wręcz nad
opisami, smakuje każde słowo, na wszystko poświęca nie kilka słów a zdań,
akapitów, rozdziałów wręcz. Można to było skrócić, można było wyciąć kilka
dialogów, parę scen, można też było zmienić to i owo, ale taka już urok prozy
Jordana. Niektórych to znuży, w to nie wątpię, ale ci ceniący dobrą literaturę
i rozmiłowanie się w pisarstwie, będą bardzo zadowoleni. Bo fantasy to nie
tylko questy i walki, ale też piękne oddanie świata i jego mechaniki, a w tym
Jordan świetnie sobie radzi, nawet jeśli cierpią przy okazji niektóre wątki czy
postacie.
Tym bardziej, że wszystko to podane jest stylem
naprawdę przyjemnym w odbiorze. Do tego mamy tu naprawdę udaną treść i akcję,
świetny klimat i to, za co kocha się epicką fantastykę: to poczucie, że oto
zaczynamy nową wielką przygodę. Że wyruszamy na wyprawę, podczas której wiele
nas czeka. Czasem się zmęczymy, w końcu czeka nas długa droga, najczęściej
jednak będziemy zadowoleni i usatysfakcjonowani. I będziemy chcieli więcej, bo
na takie wyprawy chce się ruszać. Tym bardziej w takim towarzystwie.
I myślę, że to mówi już wszystko. „Koło czasu”
(które, gdy piszę to słowa, doczekało się niedawno pierwszego zwiastuna
serialowej adaptacji) to świetna seria, jedna z najlepszych w swojej kategorii,
a jej szósty tom to jeden z najlepszych jej momentów. I nic więcej dodawać nie
trzeba.
Dziękuję wydawnictwu
Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz