Można nie lubić danego gatunku literackiego, to jak
najbardziej zrozumiałe – gusta są różne – ale są tacy autorzy, których dzieła
warto znać nawet jeśli traktują o tematach dla nas zupełnie nieatrakcyjnych.
Philip K. Dick to zdecydowanie jeden z nich. Pisarz-fantasta wznoszący się
wysoko ponad ograniczenia i wymogi gatunkowe, tworzący wyśmienitą literaturę,
gdzie szaty science fiction służą autorowi do powiedzenia czegoś ambitnego i skłaniającego
do zadumy.
Palmer Eldritch przed laty poleciał na Proximę
Centauri. Teraz powraca, a wraz ze sobą przynosi kosmiczny narkotyk, twierdząc,
że jest on w stanie zapewnić przyjmującym go życie wieczne. Czy jednak tak jest
w rzeczywistości? Konkurencja z branży używek obawia się nowego środka na rynku
i utraty zysków. Dlatego jeden ze współpracowników ma się zająć wyjaśnieniem
całej sprawy. Co jednak odkryje?
„Trzy
stygmaty Palmera Eldritcha”,
powstały w latach 60., czyli w najlepszym okresie dla twórczości pisarza. Dick
w owym okresie zafascynowany był narkotykami i halucynogenami, co przełożyło
się na treść jego powieści, czego chyba nikomu nie trzeba uświadamiać. Ale poza
tym, też zresztą charakterystycznym elementem twórczości amerykańskiego
mistrza, w niniejszej powieści znajdziecie właściwie wszystko, z czego słyną
jego książki i czym zachwycają, łącznie z jego lękami – te zresztą doprowadziły
do sytuacji, gdzie Dick wręcz bał się swojej powieści – pierwszej z tematami
religijnymi w jego karierze – i nie potrafił zająć się jej korektą. W tym
miejscu można by przytoczyć wiele ciekawostek, można by też skupić się na procesie
powstawania „Stygmatów” i wcześniejszych tekstach, których ech mniej lub
bardziej widać w dziele, ale skupmy się po prostu na samym utworze.
Właściwie wszystko, co można o nim powiedzieć,
napisałem już do tej pory. „Trzy stygmaty” to powieść, gdzie spotyka się to, co
u Dicka już było albo będzie rozwijane. Do tego w bardziej skomplikowanej niż
zazwyczaj fabule. Nie brak tu fascynacji, ale i lęku przed tym, co niezrozumiałe
czy szeroko pojmowaną władzą, nie brak też paranoi, bo paranoją Dick żył, ale
co ważniejsze mamy tu przekonującą, mocną wizję, świetne pomysły i wykonanie
sprawiające, że czytelnik daje się porwać i kupić całości. Typowo fantastycznie
wizji świata też tutaj nie brak, bohaterowie nakreśleni się dobrze, a wszystko
razem wzięte daje znakomitą i niepokojącą lekturę.
A znakomicie napisaną. Stylem dość klasycznym, a zatem łączącym prostotę z wysokim poziomem literackim, plastycznym i wciągającym. Do tego mamy świetne wydanie i sam fakt, że coraz wznawiane są powieści Dicka. Ta co prawda przez trzy dekady obecności na polskim rynku była przypominana nie raz – jak większość jego prozy – ale warta jest odświeżania i czytania przez kolejne pokolenia czytelników.
Komentarze
Prześlij komentarz