OBALIĆ
TYRANIĘ
„Aldobrando” to zdecydowanie najlepszy album z
wrześniowej oferty Kultury Gniewu. Przy okazji to kawał naprawdę przyjemnej
opowieści fantasy (a może należałoby rzec quasi-historycznej opowieści
przygodowej) dla miłośników gatunku. Jedni powiedzą, że typowej, inni nazwą
wzorcową, jakkolwiek by do niej nie podchodzić, trudno nie docenić dobrego
wykonania, lekkości i klimatu.
Wszystko zaczyna się pewnej deszczowej nocy. Do wioski,
jakich wiele przybywa mężczyzna. On. Wszyscy myślą, że chce napoić konia albo
odebrać zapłatę, ale nie, przybysz ma inną prośbę. Sprzeciw się nieprawościom
możnego pana, którego zwą Branciem Gwałcicielem. Wie, że nie przeżyje tego, co
nadciąga, dlatego chce ocalić chociaż swojego potomka, Aldobrando. Chłopiec jest
jeszcze mały, ojca pewnie nie będzie pamiętał, ale tak przynajmniej przetrwa. Chce
by jednak wieśniacy wychowali malca na godnego męża.
I tak zaczynają się przygody Aldobrando i jego
droga do dojrzałości i sprostania spuściźnie, jaka nad nim ciąży. Czy jednak
męstwo i czyste serce wystarczą do obalenia tyranii? A może podzieli losy swego
ojca?
Jak już widzicie po samym opisie, „Aldobrando” to rzecz
na wskroś klasyczna w swoim gatunku. Nie ma tu skomplikowanych intryg, nie ma
mnóstwa bohaterów i analizowania mechanizmów władzy, nie ma epickiej akcji ani
gigantycznych starć. Jest za to opowieść o dojrzewaniu do sprostania własnemu przeznaczeniu.
Standard, prawda? Jeśli jednak lubi się takie opowieści, dzieło Critone’a i
Gipiego to kolejny przykład dobrej, dobrze zrealizowanej opowieści traktującej
o tym swoistym rytuale przejścia.
Jak więc możecie się domyślić, „Aldobrando” nie
zaskakuje. Ale czy miał zaskakiwać? Miał być przede wszystkim dobrą rozrywką,
gdzie twórcy mogli odtworzyć ulubione motywy, dorzucić od siebie co nieco i
dobrze się bawić. I to właśnie robią. A my bawimy się wraz z nimi, bo akcja
jest prosta, lekka i przyjemna, dużo tu akcji i przygód, chociaż tempo jest
raczej leniwe. Autorzy stawiają bowiem na panujący na stronach albumu nastrój. A
właściwie całe mnóstwo nastrojowej różnorodności, od sielskich, wiosennych niemal
scenerii, przez pogrążone w półmroku rozwiewanym blaskiem świec lochy, po skute
lodem i zasypane śniegiem plenery.
Od stronu wizualnej album jest o tyle prosty, co po
prostu znakomity. Nieskomplikowany, ale ekspresyjny design twarzy postaci w
połączniu z dopracowanymi tłami i świetnym kolorem, daje nam komiks, który
naprawdę warto poznać, choćby tylko dla tych ilustracji. Na szczęście jego fabuła
też trzyma poziom, więc jeśli lubicie takie schematy, możecie sięgnąć w ciemno.
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz