Dragon Ball Super #77: Bardock, Father of Goku – Akira Toriyama, Toyotarou

BARDOCK, OJCIEC GOKŪ

 

„Dargon Ball” to taka manga, której ile razy byście nie czytali, nigdy się nie nudzi. Możecie znać ją na pamięć, a jednak wciąż sprawia masę radości. I nie nudzi też ciąg dalszy, który, choć oparty na zgranych schematach, pozostaje udanym komiksem. I potrafi zaoferować czasem coś, co na nowo rozpala wyobraźnię i miłość fanów. I taki od kilku odcinków jest właśnie „Dragon Ball Super”, a jego najnowszy epizod utrzymuje poziom, jakiego od niego oczekujemy.

 

Akcja epizodu zabiera nas cztery dekady w przeszłość. Na planecie Cereal Nameczanie i Cerealianie żyją w harmonii i pokoju. Do czasu, aż zjawiają się siły Saiyan i zaczynają wykańczać mieszkańców. Ale wśród nich jest Bradock, ojciec nowonarodzonego Gokū, który ma nieco inne spojrzenie na całą sprawę…

Czasy obecne. Granolah dowiaduje się całej prawdy o tym, jak przetrwał atak saiyańskich wojowników. Czy jednak te informacje zmienią jego nastawienie? Jaką rolę w wydarzeniach sprzed niemal pół wieku odegrali Heatherowie? I co planują teraz?

 

Nie jest to epizod rozstrzygający, nie wywraca też wszystkiego do góry nogami, ale zabawa, jaką oferuje jest przednia i musze powiedzieć, że to chyba najlepszy epizod „Dragon Balla Super” od czasu, kiedy Toriyama zaczął kontynuować opowieść tam, gdzie zostawiła ją seria anime, a przecież do tej pory mieliśmy całą masę świetnych odcinków. Co o tym zadecydowało?

 


Przede wszystkim powrót do przeszłości. Jeśli oglądaliście odcinki OVA o Bardocku, wiecie czego się spodziewać. To świetny powrót do przeszłości, pełen sympatycznych scen i świetnej akcji. Jest tu dużo sentymentów, jest wiele intrygujących momentów, które pozwalają nam lepiej zrozumieć ojca głównego bohatera (i podobieństwa miezy nim a synem), a także po prostu dużo wciągającej rozrywki. Rozrywki świetnie narysowanej, nastrojowej i pozostawiającej po sobie wielkie uczucie niedosytu.

 


Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Miłośnicy „Smoczy kul” koniecznie powinni dać się porwać „Dragon Ball Super”. Bo nawet jeśli początkowe opowieści miały prawo ich nie kupić, to dla historii takich, jak ta warto jest czytać tę serię. A nie wątpię, że duet twórców jeszcze będzie miał wiele do zaoferowania.

Komentarze