Lucky Luke #66: O.K. Corral – Xavier Fauche, Éric Adam, Morris

DZIKIE WYBORY

 

„O.K. Corral”, sześćdziesiąty szósty tom „Lucky Luke’a”, to kolejna porcja udanej zabawy z kultową serią. Może tym razem całość jest mniej zabawna, niż większość albumów i mniej odkrywcza także, nie zmienia to jednak faktu, że trzyma dobry poziom. I trudno jest nie cenić schematu, jaki w przygodach najdzielniejszego i najszybszego kowboja świata konsekwentnie odtwarzany jest z tomu na tom.

 

Lucky Luke bierze udział w przepędzie bydła. Nie wie jednak jeszcze dokąd to zajęcie go doprowadzi. A doprowadza go do mieściny Tombstone, gdzie akurat trwają wybory na burmistrza. Problem w tym, że jeden z kandydatów, nijaki Clanton, zawsze wygrywa, a jego przeciwnicy tuż przed wyborami za każdym razem lądują w grobie. Tym razem jednak ma przeciw sobie prawych braci Earpów, ale sami sobie nie poradzą z zagrożeniem. Na szczęście Lucky Luke decyduje się zostać w Tombstone i wspomóc kandydatów. Walka jest zacięta i nierówna, a wszystko prowadzi do wydarzeń w O.K. Corral, które przejdą do historii…

 

„Lucky Luke” dzieli się zazwyczaj na kilka typów opowieści. Pierwszy z nich to po prostu komediowe historie z dziejów Dzikiego zachodu, niezwiązane z żadnymi konkretnymi wydarzeniami historycznymi. Drugi typ to bardziej satyryczne opowieści, mocno związane z popkulturą czy współczesnymi nam postaciami, przepuszczonymi jednak przez filtr typy dla serii. i jest wreszcie trzeci typ, oparty na konkretnych wydarzeniach historycznych i zaludniony autentycznymi postaciami. I właśnie jego reprezentuje tom „O.K. Corral”.

 

Oczywiście, jak zawsze w przypadku „Lucky Luke’a”, wszystko to jest potraktowane z przymrużeniem oka. Autorzy zabierają nad w sam środek znanych każdemu wydarzeń, robiąc to w sposób zabawny i pełen akcji. Autentyczne wypadki serwują nam w formie łagodnej, familijnej, bez przemocy (chyba, że tej cartoonowej, rodem z kreskówek) czy nieodpowiednich treści. Zabawa jest więc udana i pouczająca. Tylko tym razem nieco mniej zabawna, jakby twórcy bardziej skupili się na samych historycznych wydarzeniach, a nie humorze

 


Niezmienna pozostaje za to szata graficzna. Czysta, klasyczna, cartoonowa kreska plus prosty, ale świetnie do niej pasujący kolor nieodmiennie robią wrażenie od kilkudziesięciu lat. I nie przestaną, bo takie rzeczy się nie starzeją.

 

W skrócie, sympatyczny komiks familijny i niezła lekcja historii. Oczywiście podana z przymrużeniem oka, chociaż faktów historycznych też tutaj bynajmniej nie brakuje. Nie jest to może najlepszy tom serii, ale zabawę oferuje udaną.

 

A wydawnictwu Egmont dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze