Punisher: Marvel Knights #1 – Garth Ennis, Doug Braithwaite, Steve Dillon

WITAJ Z POWROTEM W DOMU, FRANK

 

„Punisher” zawsze wyróżniał się na tle innych serii komiksowych wydawanych w Polsce. Bardziej dojrzały, brutalny, mocny, zadowalał starszych czytelników komiksów. Był jednak okres, kiedy jego przygody się nie ukazywały, a ten komiks był wielkim powrotem tego bohatera nie tylko na nowojorskie ulice, ale i polskie sklepowe półki. A że jednocześnie jest to jedna z najlepszych opowieści o Mścicielu, każdy powinien ją poznać. Tym bardziej, że teraz powróciła w zbiorczej edycji, uzupełnionej o niewydane nigdy wcześniej w naszym kraju, a naprawdę świetne komiksy.

 

Frank Castle powraca do Nowego Jorku. Przeżył już wiele, łącznie z trafieniem do Nieba i propozycją Aniołów by pracował dla nich, jako egzekutor. Teraz wraca do normalnego życia i od razu zabiera się za porządki. Na pierwszy cel swej samotnej walki obiera rodzinę mafijną Gnuccich. Trupy ścielą się gęsto, mafiozi starają się dorwać go za wszelką cenę, para policjantów usiłuje na tej wojnie coś ugrać, a do tego pojawiają się zainspirowani Punisherem naśladowcy. Gdy krew zaczyna płynąć, ulicami, wszystko może się zdarzyć. Wszystko, co najgorsze!

 

Dwanaście zeszytów składających się na trzecią serię przygód Mściciela (wydaną w ramach linii dla dorosłych „Marvel Knights”, gdzie twórcy dostali swobodę działania niezalenie od spójności uniwersum), stanowiących przy okazji trzon tego albumu, to całkiem słusznie, historia uważana za jedną z najlepszych o Punisherze w historii. Przygody Puniego stworzone przez duet, który wstrząsnął czytelnikami kilka lat wcześniej cyklem „Kaznodzieja”, to kawał rewelacyjnej roboty. Rysunki wprawdzie nie powalają na kolana, spora w tym „zasługa” inkera i koloru – do prac Dillona trzeba jednak bardziej stonowanej i pozbawionej fajerwerków palety barw – ale scenariusz jest szybki w swym tempie, mocny, krwawy, brutalny i nie pusty, a to cenię sobie w komiksach. Poza tym fabuła jest naprawdę udana, a Frank taki, jaki być powinien. Nie zabrakło też wątków religijnych i kontrowersji, ale nie takich, by komiks urażał czyjekolwiek uczucia.

 


Trudno też nie docenić faktu, jak Ennis prostą przecież i wtórną opowieść zmienił w coś wyjątkowego. Punisher znów zabija bandziorów. I znów pojawiają się ludzie zainspirowani jego działaniami – nawet po polsku komiksów z takim schematem nie brakowało. A jednak w wykonaniu ojca „Kaznodziei”, „Pielgrzyma” i „Hitamana” wszystko to nabiera zupełnie nowej jakości. I jest też świetny humor, widoczny szczególnie w późniejszych zeszytach z czasów czwartego volume’u „Punishera” (czyli chronologicznie wydanych przed znanymi w Polsce tomami z serii „Max”) i ta narracyjna lekkość rodem z filmów Tarantino. Wszystko to razem wzięte daje nam naprawdę wyśmienity komiks, nieco lżejszy niż wydane dotąd przez Egmont „Punishery” Ennisa, ale nie mniej znakomity.

 


Dlatego polecam wszystkim. Dobrze, że po latach (wcześniej większość obecnego tu materiału wydała go Mandragora, najpierw w formie dwunastu zeszytów, a potem także w kolekcjonerskim wydaniu zbiorczym oraz w dwóch tomach „Wielka Kolekcja Komiksów Marvela”) „Punisher” powrócił na księgarskie półki, bo to historia, którą warto znać i odświeżać. A jeszcze bardziej cieszy fakt, że doczekamy się ciągu dalszego, a jest na co czekać, bo Ennis napisał jeszcze ok. 25 regularnych zeszytów, a także one-shoty, jak np. „The Punisher / Painkiller Jane”. 


Komentarze