Do sprzedaży trafił właśnie trzeci tom serii „Klasyczne
baśnie Disneya”, która w komiksowej formie przypomina nam najsłynniejsze filmowe
hity. Tym razem wybór padł na „Zakochanego kundla”. Każdy z nas chyba zna tę
historię, widział ją pewnie nie raz nawet jeśli za disnejowskimi hitami nie przepada,
ale chociaż komiksowa wersja nie dodaje do fabuły nic od siebie i wiernie
trzyma się klasyki, nadal warta jest poznania.
Życie ludzi mocno komplikuje się, kiedy na świat
przychodzi dziecko. A jak wydarzenie to komplikuje życie zwierząt? Lady, cocer
spanielka, przekonuje się o tym w bardzo bolesny sposób. Zawsze była w centrum
uwagi, jej ludzie o nią dbali, teraz, gdy doczekali się potomstwa, ukochany
piesek schodzi na dalszy plan i kończy w budzie, z kagańcem na pyszczku i zmaga
się z kotami. Są jednak w życiu też dobre chwile, bo oto pewnego dnia Lasy spotyka
Trampa, kundla, na jakiego wcześniej nie zwróciłaby uwagi. Dzięki niemu
odkrywa, co to znaczy prawdziwe życie, a może także i miłość. Ale czy takie
uczucie ma w ogóle szanse przetrwać?
Klasycznych filmów „Disneya, a zatem też i opowieści,
na których często zostały oparte, nie trzeba chyba nikomu przybliżać. Każdy ją
zna, choćby ze słyszenia. Filmy też się ogólnie dostępne w najróżniejszej formie,
wystarczy poszukać. Pamiętam jednak czasy, kiedy komiksy na ich podstawie
ukazywały się czy to jako dodatki do „Kaczora Donalda” (do dziś mam gdzieś dwa
zeszyty adaptujące film „Mulan”) czy jako samodzielne albumy („Atlantyda:
Zaginiony ląd”), a dla mnie czasami była to jedyna okazja poznania tych
historii. Cóż, do małych miast kinowe hity – jeśli w ogóle docierały – robiły
to z dużym opóźnieniem.
Do dziś mam więc sentyment do takich opowieści
obrazkowych, ale czy we współczesnym świecie mają one racje bytu? Jeszcze
wydania, jak wspomniana już „Atlantyda”, która oferowała mnóstwo dodatkowych,
nieznanych z kinowych ekranów opowieści, wciąż byłaby atrakcyjna, ale komiks, który
daje nam dokładnie to samo, co możemy obejrzeć na filmie? Cóż, każdy pewnie inaczej
to oceni, ale oglądanie i czytanie w znacznym stopniu się różnią, a ja zawsze
wolałem czytać i mieć w formie papierowej, a zatem nie wymagającej dodatkowego
sprzętu czy nawet zasilania, ulubione filmy, o ile te takową posiadały. Poza
tym to dobry sposób by zachęcić miłośników animacji do czytania. A może i
poznania historii, których dotąd z tych czy innych powodów nie poznali.
Poza tym „Zakochany kundel”, jak i poprzednie
tytuły, to kawał sympatycznej propozycji dla całej rodziny. Coś, co bawi i
uczy, dostarcza emocji i jest bardzo przyjemnie wykonane. Ładne, klasyczne, nastrojowe
ilustracje, sporo dodatków, dobre wydanie i ogólnie przyjemny charakter całości
sprawia, że warto jest po ten komik sięgnąć. W końcu to ponadczasowa klasyka i
niezmiennie warta jest poznawania, niezależnie od formy.
Dziękuję wydawnictwu Egmont
za udostepnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz