Najnowsza jednotomówka od Waneko to propozycja dla
miłośników serii „Odrodzona jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie
ścieżki prowadzą do złego zakończenia”. Dla tych, którzy nie mieli okazji
czytać tego tytułu, warto dodać, że to po prostu lekka komedia w quasi
historycznych realiach. Coś w sam raz do szybkiego przeczytania i rozerwania
się w nieco szalonym towarzystwie.
Miała być skromna, niekłótliwa, wzorowa… Miała, ale
jak to w życiu bywa, trochę nie do końca taka się okazała. Rachel, bo tak się nazywa,
to książęca córka, ale w życiu coś jej właśnie nie wyszło. Oskarżona o
przestępstwa, których nie popełniła, nie zamierzając okazać skruchy, trafia do
lochów i… Cóż, powinna się martwić skazaniem, powinna zastanawiać się, jaki
spisek doprowadził do całej tej sytuacji i co miał na celu, ale ją interesuje
coś zupełnie innego: więzienne wakacje! Tak, bo tym dla niej jest wtrącenie do
lochów, gdzie nie czeka narzeczony, nie ma sług, nie ma też mowy o całej tej
męczącej edukacji. No i kto powiedział, że z celi nie będzie mogła dręczyć tych,
którzy jej zawinili? Bo okazuje się, że wtrącenie do lochu to dla niej
uzyskanie prawdziwej wolności!
„Zerwane
zaręczyny i więzienny slow life”, jak wspominałem na wstępie, przypomina „Odrodzona
jako czarny charakter w grze otome, gdzie wszystkie ścieżki prowadzą do złego
zakończenia”. I robi to pod wieloma względami. Fabuła nie jest co prawda
bliźniaczo podobna, ale realia opowieści są bliskie sobie, estetyka w jakiej
całość została wykonana też jest zbliżona, a i bohaterowie, choć różni charakterami,
mają w sobie coś podobnego. Ba, tu nawet szata graficzna, choć ewidentnie ma
swój charakter, jest bardzo podobna do tamtej serii. Czy to minus? Wcale nie,
wręcz przeciwnie dla miłośników takich dzieł.
Fabuła jest prosta, zabawna i lekka. Nie ma tu nic
skomplikowanego, w postaciach i ich kreacji tak samo zresztą, ale wszystko to
ma swój urok. Jak bohaterka, tak i treść, jest nieco szalona, sympatyczna, ale
z pazurem. Wszystko to już było, nic nie zaskakuje, ale i nie rozczarowuje. Dzięki
temu, chociaż to tylko jednotomówka i czyta się ją szybko, zabawa jest udana, a
całość pozwala miło rozerwać się przez godzinkę czy dwie, zależy od tempa
czytania, z mangą w ręku.
Szata graficzna? Jak wspominałem, przypomina „Odrodzoną
jako czarny charakter w grze otome”, ale też ma własny look. Jest nieco
bardziej dopracowana, mniej sterylna i przy okazji oferuje więcej rastrów, co
przydaje jej klimatu. W efekcie w ręce czytelników trafia coś, co miło się
ogląda – i równie miło czyta. I chyba nic więcej nie w tym przypadku nie
trzeba. Jeśli więc macie ochotę na tego typu dzieło i taką rozrywkę, sięgnijcie
w ciemno.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz