Amazing Spider-Man #2: Przyjaciele i wrogowie – Nick Spencer, Humberto Ramos, Michele Bandini, Steve Lieber

DLA FANÓW

 

W chwili, gdy piszę te słowa, świat już miał okazję przeczytać siedemdziesiąty piąty zeszyt piątego volume’u „Amazing Spider-Mana”, w którym dobiegł końca run Spencera. Spory run, to prawda, ale jednocześnie trudno uznać go za szczególnie udany. Miał dobre momenty, miał też bardzo słabe, przede wszystkim jednak naznaczało go kopiowanie wszystkiego, co było wcześniej. My po polsku cieszyć się możemy dopiero drugim tomem (zbierającym zeszyty #6-10 tej serii) i… Cóż, jeśli podobał się Wam pierwszy tom, ten też się… spodoba. Jeśli nie, to ten sam poziom, więc dzieje się sporo, ale niekoniecznie wiele z tego wynika. Komiks ma dobre momenty (choćby te z MJ), ale pozostaje dość typową, przeciętną rozrywką superhero.

 

W życiu Petera Parkera dzieje się, jak zwykle, dużo. Jako Spider-Man broni Nowego Jorku przed bandytami, ale jako Peter mieszka w jednym lokalu z… Boomerangiem, znanym przestępcą. Co więcej ten przestępca zaprasza go do baru, gdzie spotykają się tacy, jak on! A na miejscu czeka go jeszcze konkurs wiedzy o… Spiderze!

Mało? Dodajcie do tego Gildię Złodziei okradającą superbohaterów, powrót Czarnej Kotki i grupę wsparcia dla osób związanych z bohaterami. Do tej ostatniej zawita… Mary Jane. Co wyniknie z tego wszystkiego?

 

Każdy twórca kultowych opowieści powiela ulubione schematy, bo każdy chce się zmierzyć z legendami, które kochał. Nick Spencer jednak poszedł chyba inną drogą. Czytając jego „Spider-Mana” trudno nie odnieść wrażenia, że nigdy nie był fanem serii, a może nawet nie znał jej za bardzo. Wiedział jednak, jakie elementy powinny się w niej znaleźć, inspiracji do pisania swoich scenariusz poszukał w streszczeniach wcześniejszych fabuł, cofając się w czasie o kilkanaście, kilkadziesiąt lat, by na warsztat nie brać zbyt nowych hitów i tak skompilował swoją opowieść. Co nie do końca mu wyszło.

 


Największą inspiracją dla jego runu było chyba „One More Day”, co widać zresztą na każdym kroku. Na początku może tak tego nie widać, ale im mocniej wnikniecie w jego run, tym stanie się to jasne i widoczne będzie do wielkiego finału. Problemem całości nie jest jednak odtwarzanie zgranych motywów, a humor. Spencer dowcipów nie czuje, więc jego „Pająk” – podobnie jak niegdyś „Pająk” DeMatteisa (ale nie myślcie, że porównuję obu tych artystów, bo dzieli ich przepaść) – najlepiej radzi sobie, gdy dostajemy poważne, bliższe życia momenty. Kiedy jednak na scenie pojawia się więcej humoru, jest on mocno przerysowany, naiwny i skierowany do o wiele młodszych odbiorców, niż cały tytuł.

 


Nadal jednak mamy tu udane momenty i dobre pomysły. Miejscami, ale jednak. Wspomniane wątki z MJ to najjaśniejszy punkt albumu. Reszta to po prostu kolejna porcja superbohaterskich wrażeń, lepiej niż poprzedni narysowanych, ale niewybijających się ponad przeciętność. Z tej przyczyny „Przyjaciele i wrogowie” to jeszcze jeden komiks stricte dla fanów postaci. Na szczęście już w kolejnym tomie dostaniemy event „Spidergeddon”, gdzie w końcu zacznie dziać się nieco więcej i lepiej, i więcej.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze