Hellboy i BBPO #1: 1952–1954 – Mike Mignola, Scott Allie, Chris Roberson, Richard Corben, Alex Maleev, Michael Walsh, Brian Churilla, Stephen Green, Paolo Rivera, Patric Reynolds, Ben Stenbeck
Opowieść o Hellboy końca dobiegła już jakiś czas
temu, w albumie „Hellboy w piekle”. Ale ani wydawcy, ani autor nie mogli się z
nią pożegnać tak łatwo. Wciąż ukazywały się bowiem kolejne tomy, a to z
krótkimi historiami z przeszłości bohatera, a to jako poboczna seria „BBPO.”, a
teraz nadszedł czas na zupełnie nowy tytuł. Mowa oczywiście o czekającym na Was
w „Hellboy i BBPO”, zabierającej nas w podróż w czasie
i ukazująca kolejne nieznane dotąd epizody z życia Piekielnego Chłopca. I chociaż
twórca postaci, Mike Mignola, nie pracował nad nią samodzielnie, warta jest
uwagi i dostarcza iście rezerwacyjnych przeżyć.
Lata 50. XX wieku. Od sprowadzenia Hellboya do
naszego świata minęło niewiele czasu, ale nasz -bohater jest już na tyle
dorosły, by móc zając się pracą agenta w BBPO – Biurze Badań Paranormalnych i
Obrony. Tak zaczyna się jego droga, szukanie własnego miejsca i dążenie do
spełnienia roli, jaka jest mu przeznaczona – a może zbuntowania się przeciw
niej. Pod okiem Bruttenholma i reszty ekipy, wędruje po świecie, szkoli się i
stawia czoła najróżniejszym stworzeniom, od duchów, przez potwory, po owładniętych
szaleństwem ludzi. Ale czy jest na to wszystko gotowy? I czy powinien to robić?
Hellboya chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Seria
o jego przygodach od lat obecna jest na polskim rynku, wznowienia
poszczególnych tomów też się pojawiły, a do tego mamy trzy filmy kinowe – plus animacje
– powieści i całą tą kulturową otoczkę, jaką cieszy się cykl. Trudno jednak
dziwić się takiemu uznaniu i popularności, potwierdzanych choćby nagrodami. „Hellboy”
jest bowiem rewelacyjną i nastrojową opowieścią, łączącą w sobie przygody,
horror, oldschoolowy fantastykę i podania z różnych stron świata, w wyśmienitą,
nastrojową całość. Obok głównego cyklu powstały też liczne dodatki, crossoveryy
i drugi, jeszcze bardziej rozbudowany tytuł, „BBPO”. Tytuł, nad którym Mignola
nie pracował już sam, a z całą rzeszą innych autorów, a jednak niemal równie
udany, co „Hellboy”. I takim sam poziom przedstawia Hellboy i BBPO.
Owszem, czuć tutaj, że nie jest to dzieło stricte
Mignoli, inni scenarzyści wprowadzają tutaj własną wrażliwość czy stawianie
akcentu na inne elementy, ale i tak jest to bliskie pierwowzorowi. Mamy tu ten
klimat, ten feeling, przypominający o „Z archiwum X”, mamy też świetną akcję,
dobre pomysły i jeszcze lepsze ich wykonanie. Bo szata graficzna jest tu udana.
Może nie tak bardzo, jak w przypadku „Hellboya” i prac Mignoli, ale ilustracje,
szczególnie brudne grafiki Alexa Maleeva, robią wrażenie i pasują do tej niby
tej samej, ale jednak innej już opowieści o Piekielnym Chłopcu.
Do tego dostajemy świetne wydanie. To standard, ale wart wspomnienia. A sam komiks wart jest polecenia każdemu. Świetnie uzupełnia legendarną już serię i dodatki do niej, a zarazem to także znakomita okazja do rozpoczęcia przygody z całym cyklem, bo to, co dostajemy tutaj, jest samodzielnym tworem. A raczej zbiorem takich samodzielnych tworów, które czyta się znakomicie, a po wszystkim czuje niedosyt. I to najlepsza rekomendacja, jaką mogę wystawić temu albumowi.
Komentarze
Prześlij komentarz