Kaczogród Carla Barksa: Stawiłem sobie pomnik i inne historie z roku 1952 – Carl Barks

KACZKI NA TROPIE SKARBÓW

 

Jak ten czas szybko leci – można by powiedzieć. Pamiętam, jak niedawno jeszcze cieszyłem się na wydanie w Polsce kolekcji komiksów Carla Barksa, a tu proszę, w ręce czytelników trafił już czternasty tom, a kolejne już niedługo zasilą ich kolekcje. A to przecież wcale nie koniec. Co najważniejsze jednak, każdy z tomów trzyma wysoki, rewelacyjny poziom, gwarantując niezapomnianą rozrywkę i dzieciom, i dorosłym.

 

W tomie znów czeka na nas porcja różnorodnych historii. W tytułowej, maharadża Bredniostanu ma sfinansować pomnik Kwaczaka, założyciela Kaczogrodu. Dla Sknerusa to jednak swoista zniewaga i postanawia udowodnić, że jest lepszy i bogatszy od maharadży!

Co dalej? Sknerus przekonuje się, kim byłby bez pieniędzy. A tymczasem jego siostrzeniec Donald, który marzy o bogactwie, postanawia znaleźć pewien cenny znaczek! A to wiążę się z podróżą i niezwykłymi przygodami. A to tylko jedno z jego szalonych zajęć – i jedna z licznych niezwykłych wypraw, jakie czekają na naszych bohaterów – i na nas – w tym tomie!

 

Kiedy byłem dzieckiem, magazyn „Kaczor Donald” czytałem iście nałogowo. I, jak każdy czytelnik, miałem swoje ulubione typy historii. Jednym z nich były te okazjonalne – świąteczne, halloweenowe czy zimowe, tak doskonale wpasowujące się w klimat panujący za oknem. Drugim były te tworzone przez Carla Barksa. Wtedy nie miałem pojęcia, kto był ich autorem, bo w magazynie nazwisk twórców nie wymieniało się za często. Ale poznawałem je po rysunkach i dopiero odkrycie pierwszych komiksów Dona Rosy, autora uwielbiającego Barksa i składającego mu hołd całą swoją twórczością, przyćmiło dla mnie te komiksy. Do dziś jednak pozostają one drugimi ulubionymi z disnejowskimi kaczkami w roli głównej, a z wiekiem cenię je coraz bardziej.

 


A ten tom, jak wszystkie pozostałe, oferuje to, co u Barksa najlepsze. Co to znaczy mnóstwo przygód, mnóstwo humoru, nienachalnie podanego dydaktyzmu, świetnej akcji, intrygujących pomysłów, znakomicie nakreślonych bohaterów – choć to tylko bajkowe, gadające kaczki – i świetnego klimatu. Jak zawsze wszystko to czyta się znakomicie. Dzieci bawią się doskonale poznając przygodowe historie, gdzie czasem dzieje się coś bardziej fantastycznego czy niezwykłego, a czasem przyziemne rzeczy porywają nas tak bardzo, że nie możemy się od nich oderwać. Dorośli zaś znajdują tu satyrę i komentarz społeczny, aktualne mimo wszystkich tych dekad, jakie minęły od premiery tych komiksów.

 


Do tego mamy świetne, rozpoznawalne na pierwsi rzut oka ilustracje i doskonałe wydanie, gdzie obok komiksów czeka na nas wiele interesujących dodatków. Do tego, gdyby był Wam mało, pamiętajcie o kolekcji wspomnianego już Dona Rosy, autora, który wzorował się na Barksie, ale często też odnosiła do niego i kontynuował jego historie. Obie serie przeplatają się bowiem i dopiero poznane razem, dają nam wgląd w imponujący świat bogatej wyobraźni, nieskrępowanej dziecięcej niemal fascynacji przygodami i prawdziwe porywającej ponadczasowości.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze