Ku twej wieczności #14 - Yoshitoki Oima

ZNALEŹĆ SPOKÓJ

 

„Ku twej wieczności” to seria, która z tomu na tom rozwija się w coraz ciekawszym kierunku. To, co początkowo było zaskakująco przyjemną fantastyką, która z czasem zaczęła powtarzać zbyt wiele wątków, ale przyjemna pozostała nadal, zmieniło się w znakomitą opowieść, jakże bliską naszej rzeczywistość. A przy okazji coraz bliższą tego, co autorka serii pokazała w swoim poprzedni tytule, rewelacyjnym „Kształcie twojego głosu”.

 

Czyżby dla Niesia nadszedł wreszcie czas stabilizacji? I czyżby odnalazł własne miejsce? Przyjaźń z gimnazjalistą zafascynowanym okultyzmem i wskrzeszenie bliskich wydają się kierować go na właściwą ku temu drogę. Ale wtedy spotkanie potomkini Hayase może wszystko zmienić…

 

Na oczątku wspomniałem, że „Ku twej wieczności” zbliża się coraz bardziej do tego, co Yoshitoki Oima pokazała w „Kształcie twojego głosu”. Ale co to właściwie oznacza? Tam autorka stawiała na życiowość i wzruszenia. Tu poszła w czyste fantasy – choć może bardziej należałoby powiedzieć szeroko pojmowaną fantastykę, jak czas pokazał. Obie historie od początku jednak silny akcent kładły na uczucia i wzruszenia. Może „Wieczność” mniej z tego korzystała, bo więcej było tu akcji, ale od kiedy ostatnio dotarła do punktu, gdzie treść osiągnęła poziom współczesnych nam czasów, tempo zwolniło na rzecz bardziej życiowych momentów i mnie to bardzie kupuje.

 

Oczywiście nadal jest to opowieść fantasy, a sama fabuła to nie żadna rewolucyjna zmiana kierunku, a jedynie wypadkowa konsekwentnego prowadzenia opowieści, gdzie Niesio wędrował przez czasy, poznając kolejne pokolenia ludzi i jak zmieniał się świat. I robi to nadal, a wraz z kolejnymi tomami dotrze pewnie do przyszłości i będzie coraz dalej zanurzał się w to, co nadejdzie. Ale póki co opowieść jest bliższa ziemi i nam samym i pozwala bardziej wczuć się z historię, identyfikować z bohaterami i rozumieć ich losy, troski i problemy.

 


Niezmiennie jednak całość jest rewelacyjne zilustrowana. Styl Oimy to prawdziwe mistrzostwo czystej kreski, pełnej detali i charakterystycznych grubych linii określających kontury. Autorka nie nadużywa czerni, buduje za to genialny klimat dzięki drobiazgowym ilustracjom i wyśmienitej w swej cartoonowości grafice. Do tego jej wizja, epicka przecież i imponująca, pozostaje spójna i porywająca i wzajemnie uzupełniająca się na każdym polu.

 

Efekt finalny jest taki, że polecam gorąco. Ten tom, całą serię, jak i każdą z prac Oimy. Bo choć to młoda autorka, pozostaje bardzo charakterystyczną, wyrazistą i niezwykle utalentowaną i śledzenie jej kariery będzie dla każdego czytelnika wielką przyjemnością.

 

Tytuł znajdziecie tutaj:




Komentarze