„Ku twej wieczności” to seria, która z tomu na tom
rozwija się w coraz ciekawszym kierunku. To, co początkowo było zaskakująco
przyjemną fantastyką, która z czasem zaczęła powtarzać zbyt wiele wątków, ale
przyjemna pozostała nadal, zmieniło się w znakomitą opowieść, jakże bliską
naszej rzeczywistość. A przy okazji coraz bliższą tego, co autorka serii
pokazała w swoim poprzedni tytule, rewelacyjnym „Kształcie twojego głosu”.
Czyżby dla Niesia nadszedł wreszcie czas
stabilizacji? I czyżby odnalazł własne miejsce? Przyjaźń z gimnazjalistą zafascynowanym
okultyzmem i wskrzeszenie bliskich wydają się kierować go na właściwą ku temu drogę.
Ale wtedy spotkanie potomkini Hayase może wszystko zmienić…
Na oczątku wspomniałem, że „Ku twej wieczności”
zbliża się coraz bardziej do tego, co Yoshitoki Oima pokazała w „Kształcie
twojego głosu”. Ale co to właściwie oznacza? Tam autorka stawiała na życiowość
i wzruszenia. Tu poszła w czyste fantasy – choć może bardziej należałoby
powiedzieć szeroko pojmowaną fantastykę, jak czas pokazał. Obie historie od
początku jednak silny akcent kładły na uczucia i wzruszenia. Może „Wieczność”
mniej z tego korzystała, bo więcej było tu akcji, ale od kiedy ostatnio dotarła
do punktu, gdzie treść osiągnęła poziom współczesnych nam czasów, tempo
zwolniło na rzecz bardziej życiowych momentów i mnie to bardzie kupuje.
Oczywiście nadal jest to opowieść fantasy, a sama
fabuła to nie żadna rewolucyjna zmiana kierunku, a jedynie wypadkowa
konsekwentnego prowadzenia opowieści, gdzie Niesio wędrował przez czasy, poznając
kolejne pokolenia ludzi i jak zmieniał się świat. I robi to nadal, a wraz z
kolejnymi tomami dotrze pewnie do przyszłości i będzie coraz dalej zanurzał się
w to, co nadejdzie. Ale póki co opowieść jest bliższa ziemi i nam samym i
pozwala bardziej wczuć się z historię, identyfikować z bohaterami i rozumieć
ich losy, troski i problemy.
Niezmiennie jednak całość jest rewelacyjne
zilustrowana. Styl Oimy to prawdziwe mistrzostwo czystej kreski, pełnej detali
i charakterystycznych grubych linii określających kontury. Autorka nie nadużywa
czerni, buduje za to genialny klimat dzięki drobiazgowym ilustracjom i wyśmienitej
w swej cartoonowości grafice. Do tego jej wizja, epicka przecież i imponująca,
pozostaje spójna i porywająca i wzajemnie uzupełniająca się na każdym polu.
Efekt finalny jest taki, że polecam gorąco. Ten
tom, całą serię, jak i każdą z prac Oimy. Bo choć to młoda autorka, pozostaje bardzo
charakterystyczną, wyrazistą i niezwykle utalentowaną i śledzenie jej kariery
będzie dla każdego czytelnika wielką przyjemnością.
Tytuł znajdziecie tutaj:
Komentarze
Prześlij komentarz